Rozjechana miłość
Zakochałem się, zakochałam się w kimś innym. Żyję jednak pod jednym dachem ze współmałżonkiem i dziećmi. Zależy mi na ocaleniu rodziny. Jak sobie poradzić? Czy tylko ja się tak męczę?
Włącz myślenie
Przede wszystkim potrzebujesz dłuższej chwili spokoju, by odpowiedzieć sobie na kilka kluczowych pytań. Pierwsze to: „Na jakim poziomie to przebiega? Czy to pociąg czysto fizyczny? Zafascynowanie drugą osobą na poziomie pociągu biologicznego?”. Jeżeli tak, zerwanie kontaktu podziała najszybciej i najskuteczniej. Jeżeli nie karmisz wyobraźni fantazjami seksualnymi na temat tej osoby, fascynacja zaniknie dość szybko. Trudniej będzie, jeśli jest to osoba, z którą pracujesz czy jesteś zmuszony często przebywać. W takim przypadku musisz nauczyć się włączać myślenie racjonalne, tak by nie reagować z poziomu biologii. Przygotuj sobie zdanie czy wręcz list, który będziesz sobie odczytywać w trudnej sytuacji. Na przykład: „Stop. Owszem, X jest osobą atrakcyjną fizycznie, ale to nie powód, bym reagował na poziomie zwierzęcia w rui. Jestem człowiekiem, potrafię się kontrolować”. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale w sytuacji porywu emocjonalnego, jakim jest zafascynowanie, potrzebujesz czegoś, co cię szybko otrzeźwi. Przygotuj własną wersję, to muszą być twoje słowa, sobie przecież dasz się przekonać?
Nie daj się złapać w pułapkę usprawiedliwienia: „Ale ta osoba poczuje się zraniona, jeśli zerwę kontakt lub będę odnosić się do niej z dystansem”. Jeżeli to fascynacja fizyczna, nie łączy was przyjaźń, a luźna znajomość. Wśród znajomych brak zbyt bliskich relacji jest wręcz pożądany. Być może, trudno ci to zrobić. Jeszcze trudniej będzie, jeśli osoba, którą jesteś zafascynowany, flirtuje z tobą. Takie relacje trzeba zdecydowanie uzdrowić. Jak? To temat wykraczający poza ramy krótkiego artykułu. Polecam książkę „Sztuka konfrontacji” Henry’ego Clouda i Johna Townsenda uczącą, w jaki sposób budować zdrowe granice.
Bądź realistą
Co robić, jeżeli dojdziesz do wniosku, że to coś więcej niż fascynacja fizyczna? Co jeśli złapiesz się na myśleniu: „Ale to jest wspaniała istota, piękna, dobra itp., a moja żona nigdy taka nie była” (czy „mój mąż” – to zdarza się oczywiście obu płciom)?
To jest mocny sygnał kryzysu małżeńskiego. Z samego rachunku prawdopodobieństwa wynika, że są tysiące osób na świecie, które lepiej pasują do ciebie niż twoja żona czy mąż. Jednak przysięga małżeńska: „i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci” zamknęła możliwość wyboru. „Po co mam się męczyć, skoro przestałem ją kochać?”. To niewłaściwe pytanie. Prawidłowe pytanie to: „Co zepsułem, skoro moja miłość osłabła, i jak to naprawić?”.
Nastolatkowie często mylą miłość z zakochaniem. Bicie serca, napływ endorfin, przyjemne dreszcze to tylko zakochanie. To pociąg fizyczny, któremu może towarzyszyć fascynacja drugą osobą – jej osobowością, zainteresowaniami, zdolnościami itp. Ten stan nie trwa długo. Dorośli ludzie powinni zdawać sobie sprawę z tego, że oczekiwanie, iż ślub zapieczętuje na zawsze stan zakochania i do końca życia będziemy metaforycznie unosić się w obłokach, wąchając kwiatki, jest nierealne. Miłość małżeńska wymaga pielęgnacji, jest wynikiem pracy, a nie automatycznym przywilejem. Jak to robić? Polecę kolejne książki: „Pięć języków miłości” Gary’ego Chapmana oraz „Więcej śmiechu dla dobra małżeństwa” Marka Gungora.
Ucz się miłości
Jeżeli więc dochodzisz do wniosku, że „oto wreszcie spotkałem miłość swojego życia, a małżeństwo to była pomyłka”, lub „nic na to nie poradzę, to prawdziwa miłość”, to sygnał, że byłeś kiepskim mężem (kiepską żoną). Ożeniłeś się z tą jedyną osobą na świecie, z którą chciałeś być do końca życia (tak przecież na nią patrzyłeś w chwili ślubu). Jeżeli w tej chwili dochodzisz do wniosku, że jest niewarta twojej miłości, to masz w tym zasadniczy udział. To przy tobie taka się stała, żyjąc z tobą na co dzień. Wiem, że to znów brzmi brutalnie, tym bardziej że w większości przypadków, gdy słabnie miłość, wina leży po obu stronach, ale nie można udawać, że nie masz swojego wkładu w kryzys małżeński. Potraktuj zatem swoje zakochanie właśnie jako oznakę kryzysu małżeńskiego i skup się na tym. Oczywiście w tej sytuacji też potrzebujesz zbudowania zdrowej granicy z osobą, w której jesteś zakochany (patrz wyżej), ale przede wszystkim powinieneś skupić się na sposobach uzdrowienia swojego małżeństwa.
Podstawą jest zrozumienie natury miłości małżeńskiej. To nie tylko pożądanie, nie tylko poczucie, że „do siebie pasujemy” czy że spełniamy nawzajem swoje potrzeby. To nie tylko przyjemność czerpana z przebywania w towarzystwie drugiej osoby. To w ogromnej mierze akt woli i rozumu: „Chcę dobra żony (męża), chcę pomóc jej (jemu) w stawaniu się coraz lepszym człowiekiem”. Być może, nie miałeś dobrych wzorców w domu, jak to się robi, ale nigdy za późno na naukę i zmianę.
Napraw usterki
Dlatego zamiast poświęcać czas fantazjom dotyczącym aktualnego obiektu swoich westchnień, zrób coś dla swojego małżeństwa. Może być to na początek poczytanie książki Chapmana czy Gungora. Warto przygotować się i porozmawiać z żoną czy mężem o waszej relacji. Oczywiście nie w tonie oświadczenia: „Już cię nie kocham, kocham kogoś innego”, a raczej: „Czuję, że się od siebie oddaliliśmy, chciałbym, żebyśmy się zastanowili, jak się do siebie na nowo zbliżyć”. Pomoże ci w tym ustrzeżenie się od porównywania żony czy męża z osobą, w której się właśnie zakochałeś. Wypachniona i atrakcyjnie ubrana koleżanka flirtująca z tobą w pracy i łasząca się wyszukanymi komplementami też nie wyglądałaby zbyt pociągająco, wycierając w środku nocy podłogę z efektów grypy żołądkowej waszego dziecka, które nie dobiegło w porę do ubikacji.
A działań, które możecie podjąć dla uzdrowienia waszego małżeństwa, trochę jest... Możecie z małżonką (małżonkiem) obejrzeć dostępne na DVD warsztaty Marka Gungora „Przez śmiech do lepszego małżeństwa”. Możecie zwrócić się o pomoc do terapeuty. Osobiście polecam Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, bo tam nie usłyszysz na dzień dobry porady: „Skoro już nie kochasz żony (męża), to się rozwiedź”. Możecie pojechać na rekolekcje dla małżeństw. Warto też przygotować się do spowiedzi generalnej, która będąc uporządkowaniem większego kawałka swojego życia, pomaga nie tylko duchowo, ale również na poziomie psychologicznym w uzdrawianiu relacji.
Najważniejsze w tym jest, że to nie wasza miłość się skończyła, tylko że zakochanie jest sygnałem, że wasza miłość potrzebuje uzdrowienia.
Pomocne lektury:
Gary Chapman, „Pięć języków miłości”, Kraków 2014
Mark Gungor, „Więcej śmiechu dla dobra małżeństwa”, Warszawa 2016
Bogna Białecka (red.), „Jak żyć po katolicku w XXI wieku – małżeństwo”, Kraków 2016
Henry Cloud, John Townsend, „Sztuka konfrontacji”, Warszawa 2005
John Townsend, „Gdy pojawi się problem”, Ustroń 2011