Razem do końca
Trzy małżeństwa realizują projekt, na który nie dostali unijnego dofinansowania, a środki z budżetu państwa też są mizerne. Postawili na ten projekt wszystko, co mieli… swoje życie – i wiedzą, że warto.
Teresa i Jan: rozumieją się bez słów
„Nasza miłość jest już dojrzała i może przelewać się na innych – na nasze dzieci i wnuki” – uśmiechają się Teresa i Jan. Razem spędzili 33 lata życia i wychowali dwóch synów.
„Na początku małżeństwa nie było lekko, przeprowadziłam z Jastrzębia do Bielska. Mąż dużo pracował, często nie było go w domu” – wspomina Teresa. Potem zaczęli budować dom, co powodowało, że zawsze było coś do roboty… „Razem pokonywaliśmy trudności” – stwierdza Jan. „Dzieliliśmy się obowiązkami” – dopowiada jego żona. Nie stosowali „spychologii” – każdy starał się zrobić to, co w danym momencie było do zrobienia, nie oglądając się na drugiego, „że to on powinien zrobić”.
Jeżeli przychodziły momenty kłótni i niezrozumienia, od razu rozmawiali o problemach, nie gromadzili wzajemnych pretensji i żalów, nie przechowywali ich w drogocennych naczyniach. „Zawsze staraliśmy się siebie nawzajem słuchać. Jak pojawił się jakiś problem, to na bieżąco go omawialiśmy” – podkreślają. Tego wzajemnego dialogu nauczył ich Ruch Światło-Życie, do którego od wielu lat należą. Kiedy pojawiały się małżeńskie czy rodzinne napięcia, siadali całą rodzina przy stole i rozmawiali… do momentu, aż każdy się wypowiedział i doszli do wzajemnego porozumienia. „Każdy mógł przedstawić swoje racje” – tłumaczy Jan.
Rozmowy zaowocowały tym, że teraz rozumieją się nawet bez słów.
Mówią, że zawdzięczają sobie bardzo wiele, a przede wszystkim to, że nauczyli się prawdziwej miłości. „W małżeństwie człowiek uczy się dzielenia. Kiedy ktoś jest samotny, istnieje niebezpieczeństwo, że stanie się samolubem. A w małżeństwie ciągle uczysz się myśleć o drugiej osobie – stwierdza Jan. – Życie w małżeństwie uczy pokory, zrozumienia i niesienia pomocy sobie nawzajem. W związku ludzie uczą się siebie nawzajem. I właśnie ta pomoc i zrozumienie, które niesiemy sobie nawzajem, są czymś najcenniejszym, co mamy w życiu”.
Ewa i Kazimierz: dwie różne połówki
O tym, że z małżeństwem jest jak z winem – im starsze, tym lepsze – mówią Ewa i Kazimierz, którzy przeżywają w tym roku 37 lat wspólnego życia. „Wiele małżeństw przeżywa szok, a nawet się rozpada, gdy dzieci odchodzą z domu, a my w tym czasie jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie i możemy być częściej ze sobą” – opowiada z błyskiem w oczach Ewa.
Śmieją się, że gdy się poznali na studiach w Łodzi, to pod wszystkimi względami byli inni. „Ja uważałam, że Kazik jest dla mnie za dobry, bo byłam trochę szalona. W mojej rodzinie prawie wszyscy się rozwiedli, a mama zakorzeniła mi nieufność w stosunku do mężczyzn i miałam problemy w kontaktach z nimi. Decydujący moment przyszedł na modlitwie, a miałam szczególne nabożeństwo do Maryi, gdy poczułam, że mam powiedzieć Kazikowi «tak». Nie miałam wyjścia… poszłam za Jej radą” – śmieje się Ewa. Gdy przychodziły trudności, wiedziała, że lepszego męża by nie znalazła.
„Na początku małżeństwa przyjąłem taką regułę życia, że teraz, gdy jestem już mężem i ojcem, to rodzina będzie dla mnie priorytetem” – podkreśla Kazik. „Jak ktoś mi mówił, że nie da się wytrwać w małżeństwie, to pokazywałam pary małżonków z wieloletnim stażem” – dopowiada Ewa.
To, co było dla nich najtrudniejsze, to całkowita odmienność. „Nie jesteśmy dwiema pasującymi do siebie połówkami, ale połówkami w wielu rzeczach od siebie różnymi” – podkreślają. Mają wspólne zainteresowania, np. czytanie książek, chociaż rzadko czytają te same, i różne pasje. Ewa kocha tańczyć, a Kazik nie. Teraz mogą spędzać ze sobą dużo czasu, on ma własną firmę i większość pracy wykonuje w domu, a w wolnych chwilach czyta, a ona rozwiązuje krzyżówki. Są razem i cieszą się sobą nawzajem.
Irena i Ryszard: razem na dobre i złe
„Warto jest być ze sobą nie tylko wtedy, kiedy ktoś jest piękny i młody, ale także wtedy, gdy pojawiają się trudności” – stwierdza Irena. Wie, co to znaczy, bo przeżyła ciężki wypadek męża.
Dzisiaj Ryszard oprócz dolegliwości, które zawsze będą mu dawały się we znaki, jest sprawny, jednak w 1992 roku przeżyli z żoną bardzo trudne chwile. Doszło do poważnego wypadku samochodowego i lekarz na pogotowiu wprost im powiedział, że nadchodząca noc zadecyduje, co będzie dalej. „Całą noc intensywnie się modliliśmy. Otrzymaliśmy wiele wsparcia od naszej rodziny” – stwierdza Irena. I tak przetrwali noc. Potem nastąpiły miesiące i lata dalszej rehabilitacji. „Wsparcie mojej żony i rodziny było ogromne. To pomogło mi przetrwać ten trudny czas” – mówi mąż Ireny.
Ryszard nie mógł iść do pracy, a Irena przez pierwszy okres pomagała mu w rehabilitacji. „Jednak jak jest wzajemna przyjaźń i miłość, to wszystko inne schodzi na dalszy plan” – stwierdza. Uważają, że te trudności nauczyły ich ofiarności i pokazały, co naprawdę jest w życiu ważne. „W małżeństwie nie tyle powinno się brać, co dawać. Trzeba być przy drugim człowieku także wtedy, kiedy jest on słaby. Razem się zestarzeć i doświadczyć wzajemnej miłości jest czymś najpiękniejszym. Ludzie grają w totolotka, a udane małżeństwo to więcej niż wygrana w totka. Miłości żadne pieniądze nie zastąpią”.