Małżeński trójkąt
„Dialog małżeński sprawił, żeśmy się nie rozwiedli ani nie pozabijali, czyli w sumie uratował nam życie” – mówi Anita Tyrybon. Po 20 latach wie, co mówi!
„Do spowiedzi przyszli małżonkowie. W trakcie słuchania ks. Henri Caffarel (współzałożyciel międzynarodowego ruchu duchowości małżeńskiej znanego pod nazwą Equipes Notre-Dame) stwierdził, że gdyby wspólnie spotkali się na rozmowie w Bożej obecności, to ich spowiedź nie byłaby potrzebna! Sami mogliby rozwiązać problemy, z którymi przyszli. Tak zrodził się dialog małżeński” – opowiada Krzysztof Tyrybon, który wspólnie z żoną Anitą tworzy parę diecezjalną Domowego Kościoła diecezji bielsko-żywieckiej.
Dialog jest wspaniałą profilaktyką na małżeńskie bolączki. Zapobiega zdradom, cichym dniom, rozbiciu więzi małżeńskiej. Nie tylko chroni przed złem, ale rozwija dobre i piękne strony związku. „Dlatego diabeł robi wszystko, aby zniszczyć dialog, który czyni tyle dobra w małżeńskim życiu” – podkreśla Krzysztof. „Dialog sprawił, żeśmy się nie rozwiedli ani nie pozabijali, czyli w sumie uratował nam życie” – śmieje się Anita Tyrybon, która jest przekonana, że dialog jest prawdziwą perełką i skarbem Domowego Kościoła. Zorganizowali więc akcję „Samochodowa Randka Małżeńska”. Zaproponowali dialog w nowym, innowacyjnym wydaniu. Z inicjatywą wyszła diecezja warszawsko-praska, potem dołączyły się inne życzliwe osoby. Na początku małżonkowie oglądali film „Fireproof”, potem w katolickich stacjach radiowych była emitowana audycja z propozycją pytań do rozmowy. „Oddźwięk był ogromny, nie tylko wśród Domowego Kościoła. To pokazuje wielką potrzebę dialogu małżeńskiego” – wspomina Anita.
Zamiast kawy z ciastkiem
Czym różni się dialog od typowej pogawędki przy kawie i ciastku? Tym, że uczestniczą w nim nie tylko mąż i żona, ale jeszcze trzecia Osoba… Bóg. „Zapraszamy do niego Jezusa, dlatego warto zapalić świeczkę, aby uświadomić sobie Jego obecność pośród nas. Głównym celem dialogu małżeńskiego jest odkrycie Bożej woli względem nas i naszego małżeństwa. Gdy otrzymywaliśmy sakrament, to przychodziliśmy po niego we dwoje, ale z kościoła wychodziliśmy już w trójkę, z Bogiem! I my możemy zawieść, ale On nigdy nie zawiedzie!” – podkreśla Krzysztof Tyrybon. Zaleca, by po krótkiej modlitwie zapraszającej Trójcę Świętą do dialogu odczytać fragment Pisma Świętego. Może to być znany Hymn o miłości św. Pawła albo fragment Listu do Kolosan, który mówi o tym, aby przyoblec się w cichość, pokorę, cierpliwość, przebaczać sobie nawzajem. „Bardzo ważne w tym fragmencie jest także to, aby być wdzięcznym. Przez długi czas dialog małżeński był źle przedstawiany: jako czas przeznaczony tylko na rozwiązywanie trudnych spraw. A do dialogu powinniśmy podejść w sposób ewangeliczny, czyli na jedną negatywną uwagę powinno przypaść jedenaście dobrych rzeczy” – stwierdza Krzysztof Tyrybon.
Małe lisy
„Kiedy urodziło się kolejne dziecko, mój mąż Michał podczas dialogu stwierdził, że bardzo podziwia we mnie to, że tak wspaniale ogarniam cały dom i dwójkę dzieci. Rzeczywiście, wkładam w to całe serce. Jednak w codziennej gonitwie pewnie nigdy bym tego nie usłyszała, a było to dla mnie bardzo ważne!” – podkreśla Ania. Dialog małżeński praktykują od roku, już widzą jego pierwsze owoce. Na początku było pod górkę. Mieli opory i w ogóle myśleli, że to nie jest im potrzebne. „Uważaliśmy się za dobre, zgodne małżeństwo. Myśleliśmy, że wszystko o sobie wiemy, jednak dialog pokazał nam, jak wiele rzeczy «zamiataliśmy pod dywan». Drobne niesnaski psuły naszą miłość” – stwierdza Ania. „Tak jak mówi Biblia: właśnie małe lisy podgryzają nasze winnice. Kiedyś myślałem, że ten fragment mówi o kochankach, ale tutaj chodzi o drobiazgi, które psują małżeńskie relacje!” – dzieli się swoim doświadczeniem Krzysztof. Takim „drobiazgiem” była między innymi forma zwracania się Michała do żony po urodzeniu dziecka. „Mówił do mnie «mamo», a ja przecież jestem jego żoną. Nie wiedziałam, jak mu to przekazać, i dopiero na dialogu małżeńskim mu o tym powiedziałam”.
Potrzebują pochwał
„Kiedy zbieraliśmy się w niedzielny poranek do kościoła, lubiłam postawić Krzyśka na nogi i narobić hałasu, bo przecież trzeba być na czas… W czasie dialogu okazało się, że mogę trochę wyhamować, a i tak zdążamy na Eucharystię” – stwierdza Kasia (6 lat stażu małżeńskiego, 2 lata w Domowym Kościele). „I już niedziele są przyjemniejsze” – dodaje z uśmiechem Krzysztof. Na początku też nie było im łatwo „wystartować” z dialogiem, teraz ciężko im bez niego. „Jeżeli jest jakiś problem, to po prostu omawiamy go w Bożej obecności podczas dialogu. Doskonale sprawdza się także zasada jedenastu dobrych rzeczy przed jedną negatywną” – mówi Kasia. „Bo mężczyźni potrzebują pochwał. To dla nich pozytywne wzmocnienie” – stwierdza Krzysztof.
Pod koniec dialogu, gdy małżonkowie już podzielą się wszystkim, co piękne, i tym, co jest trudne, przychodzi czas na postanowienie, tzw. regułę życia. „My czasami mamy ochotę naprawić wszystko przy pierwszym dialogu, tymczasem chodzi o to, aby popracować nad jedną małą rzeczą!” – podkreśla Anita Tyrybon. Co może przeszkodzić w podjęciu dialogu? Praktycznie wszystko. Zapracowany mąż i żona, która stwierdzi, że akurat ma „te ciężkie dni”, brak upieczonego ciasta i jesienna chandra… „Przez 20 lat praktykowania dialogu małżeńskiego nauczyliśmy się, aby nie czekać na jakiś specjalny klimat, bo Pan Bóg i tak działa! Czasami odkładamy dialog, bo nie ma odpowiedniego nastroju, bo ciasto się nie udało… i tak powoli zamieramy. Pan Bóg daje nam czas tu i teraz. I teraz dialogujmy!”.