Sztuka dawania
Było im ciężko związać koniec z końcem. Ale odkryli, że gdy otwiera się serce na potrzeby innych, a Bogu oddaje zarządzanie, to portfel i konto nigdy nie świecą pustkami. I niespodziewanie wystarcza na więcej niż wtedy, kiedy skrzętnie przeliczali każdą złotówkę.
„Zawsze miałam w sobie pragnienie pomagania innym, chętnie służyłam im swoimi talentami i umiejętnościami, ale pieniędzmi się nie dzieliłam… bo pieniędzy zawsze mi brakowało” – stwierdza Lucyna.
Wyszłam z długów
Od pięciu lat sama wychowuje dwoje dzieci; syna, który jest już na studiach, i 13-letnią córkę. Trzeba opłacić dodatkowe zajęcia, rachunki, kupić nową parę butów i podręcznik do szkoły. Jednak przełom nastąpił po Kursie Jan, czyli rekolekcjach organizowanych przez wspólnotę, do której należy Lucyna.
„Tam zderzyłam się z tym wszystkim, co we mnie jeszcze nie należy do Boga, co ukrywam przed Nim i zostawiam dla siebie. I wtedy odkryłam, że taką nienawróconą sferą w moim życiu są… finanse. Nie była to łatwa sprawa, aby nawrócić swój portfel” – stwierdza Lucyna. Z pytaniem, czy z każdej wypłaty złożyć ofiarę w postaci tzw. dziesięciny, zmagała się cały miesiąc. „Gdy po kursie wróciłam do domu, to pierwszą rzeczą było przeszukanie Internetu: co Biblia mówi na temat pieniędzy” – wspomina. I znalazła odpowiedź: one należą do Boga, więc dziesięcina staje się najodpowiedniejszą rzeczą, którą można z nimi zrobić. „Było to wtedy dla mnie o tyle trudne, że zmagałam się z licznymi długami. I dlatego jak bumerang atakowało mnie pytanie: «Jak sobie poradzę?»” – wspomina Lucyna. Jednak po miesięcznym wahaniu postanowiła zaryzykować.
Najpierw przekazywała dziesięcinę na dzieła ewangelizacyjne, potem wspomagała osoby, które nie mają funduszy na rekolekcje. „Chociaż przez pierwsze trzy miesiące było mi jeszcze ciężej, to po pewnym czasie okazało się, że zaczęłam wychodzić z długów. I nawet w jednym miesiącu zostały mi na koncie pojedyncze złotówki” – uśmiecha się dzisiaj. Jednak nie to było najwspanialszą rekompensatą za poświęcenie. Doświadczyła, że dzielenie się wtedy, kiedy nam samym brakuje, niesamowicie poszerza serca. „Niedawno przy naleśnikarni spotkałam mężczyznę, który poprosił mnie o obiad. Kiedyś może zaklasyfikowałabym go jako pijaka i osądziła, a teraz kupiłam mu naleśniki, bo po prostu był głodny!”.
Próbuje takie podejście do życia przekazać swojej córce. „Ma trzy skarbonki: na wydatki, na oszczędności, a trzecia jest podpisana: «dzielę się». I tam wrzuca dziesiątą część swojego kieszonkowego. Ostatnio oddała je na ofiarę wielkopostną. Widzę, że gdy swoje pieniądze powierzy się Bogu, to On dobrze nimi zarządza. O wiele lepiej niż ja. One się dosłownie «mnożą» i starcza na wszystko, co jest mi potrzebne. Może mi się nie przelewa, ale nigdy nie brakuje na konieczne wydatki”.
Awans i podwyżka
Dla Magdy i Michała, młodej rodziny z kilkuletnim stażem, punktem przełomowym w podejściu do pieniędzy była konferencja amerykańskiego małżeństwa o finansach w Biblii. Od tego momentu w ich sercach zaczęło kiełkować pytanie: „A gdyby tak zaryzykować i co miesiąc przelewać dziesiątą część swoich dochodów na Boże cele? Po prostu bezinteresownie dzielić się nimi z tymi, którzy naprawdę tego potrzebują?”. Oszczędzali właśnie na wymarzone mieszkanie. „W «Gościu Niedzielnym» pojawił się artykuł o ludziach, którzy dają dziesięcinę. To był punkt zwrotny i odpowiedź na nasze prawie całoroczne zmaganie się ze sobą” – stwierdza Magda. Obojgu ta myśl chodziła po głowie, jednak każdy bał się, co powie druga osoba. I tak zaczęła się ich przygoda z dziesięciną. Przygoda? Tak, bo w ciemno zaufać Bogu, że starczy pieniędzy na bieżące wydatki, na mieszkanie i jeszcze na dzielenie się z innymi, było niemałym wyzwaniem. W tym celu założyli specjalne konto. „Najczęściej wspomagamy osoby nam znane, np. ktoś nie ma z czego zapłacić czynszu, jest zbiórka w kościele na cele misyjne czy na rzecz biednych albo osoba na ulicy prosi o chleb”. Jednak oddanie Bogu kierownicy w ich finansowym życiu nie było rzeczą prostą. „Najtrudniejsze było przestawienie myślenia: że to, co mamy, nie należy do nas. Bóg nam to daje razem z szansą, by zarządzać Bożym majątkiem!” – uśmiecha się Magda.
Niedługo po tym, jak zdecydowali się odkładać dziesięcinę, Magda dostała podwyżkę – dokładnie tyle, ile przeznaczali na cele charytatywne – a po roku Michał dostał awans. Jednak największą nagrodą, którą otrzymali, jest wewnętrzna wolność. „Nie ma w nas już tej chorobliwej paniki, że nie starczy na bieżące wydatki. Myślę, że ta decyzja wiązała się z wewnętrznym uzdrowieniem z lęku o każdą źle wydaną złotówkę. Doświadczenie pokazało nam, że Bóg troszczy się o nas i tak samo będzie się troszczył w przyszłości, więc nie ma sensu zabijać się o każdy grosz i żałować komuś lepszego prezentu lub czegoś po prostu bez okazji. Pieniądze są po to, aby ich używać i dobrze je wydawać, a nie żeby ładnie wyglądały na koncie”.