Babcia do wnuczki
W czasie naszych wspólnych wakacji skakałaś po skałach jak kozica i byłaś wyżej i wyżej. A kiedy dobiegłaś na szczyt, westchnęłaś z powagą: „Babciu, to my teraz jesteśmy bliżej Pana Boga”.
Niedawno, kochana wnuczko, dostałam od Ciebie laurkę. No tak, masz już przecież dziesięć lat. A ja bardzo dobrze pamiętam ten dzień, w którym po Twoich narodzinach wzięłam Cię taką maleńką na ręce i powiedziałam: „Witaj wśród nas! Jak ci się podoba ten świat?”. Patrzyłaś na mnie ciemnymi, dużymi na małej twarzyczce oczyma i to był nasz pierwszy kontakt. Myślę, że był udany. Minęło przecież tyle lat, a my się świetnie ze sobą dogadujemy. Przybyło Was, wnucząt, przez te lata czternaścioro. Myślę sobie, że mam z Wami wszystkimi tę ważną rzecz: dobry kontakt. Po prostu bardzo się kochamy i potrzebujemy siebie nawzajem.
Patrzę, jak rośniesz, i bardzo bym chciała, aby ta miłość rosła wraz z Tobą. Miłość i zachwyt światem.
Wspominam, gdy w czasie ostatnich naszych wspólnych wakacji skakałaś po skałach jak kozica i byłaś wyżej i wyżej. A kiedy już dobiegłaś na szczyt, westchnęłaś z powagą: „Babciu, to my teraz jesteśmy bliżej Pana Boga”. I to był ten sam zachwyt jak wtedy, gdy parę lat wcześniej jechałyśmy razem tramwajem i śpiewałaś w nim na cały głos piosenkę dla babci. To była bardzo długa piosenka i miała okropnie skomplikowaną melodię, ale każda zwrotka zaczynała się od słów: „Mam najcudowniejszą mamę, która o nas wszystkich dba, tatę, który dla nas wszystkich pracuje”, potem „siostrę, brata”, nawet dom się załapał do tego najcudowniejszego zbioru. W tramwaju zapanowała cisza, nawet przez komórki pasażerowie na chwilę przestali rozmawiać. Wszyscy nasłuchiwali i uśmiechali się do siebie. Uśmiechnięci ludzie w tramwaju! To dziś rzadkość.
Chciałabym, abyś zawsze niosła ludziom swój uśmiech i była dla nich tym, kim jesteś dzisiaj dla mnie: cudownym darem od Stwórcy.