One i ich talenty
Mają w sobie ten kobiecy geniusz. Dzięki temu ubogacają Kościół. Na tym małym poletku, który Pan Bóg im przeznaczył: w parafii, w Kościele, wspólnocie. I robią to po kobiecemu …czyli genialnie.
„Bóg stworzył mnie kobietą zatroskaną o każdy szczegół życia” – uśmiecha się Joasia, która razem ze swoim mężem prężenie działa we wspólnocie o charakterze ewangelizacyjnym. Podczas kursów, będących formą rekolekcji, potrzeba dbałości o tysiące drobiazgów. Asia czuje się w tym doskonale. – To nie ja odnalazłam swoje miejsce w Kościele. To Pan Bóg szukał mnie i wzywał wytrwale, a ja przez długi czas się opierałam – śmieje się. Jednak Bóg nie dał za wygraną. I tak nadszedł czas siedmiodniowego Seminarium przygotowującego do życia w uległości Duchowi Świętemu. – Wtedy zaczęła się moja droga do Ojca. Duch Święty najpierw dokonał uzdrowienia duchowego i fizycznego, potem uwolnił w cudowny sposób mnie i mojego męża z nałogu palenia, poukładał naszą codzienność i pokazał nam ukryte skarby, czyli talenty, o których zapomnieliśmy – stwierdza Asia. Wstąpienie do wspólnoty i posługa w niej były naturalną konsekwencją tego, czego doświadczyła. Po prostu nie była w stanie nie dzielić się „perłą”, którą otrzymała.
Dzisiaj stara się służyć Bogu tym, w czym czuje się dobrze i tym, w czym czuje się …kiepsko. Nie zawsze jest łatwo. Trzeba pokonywać strach i uporczywe myśli; „Nie dasz rady”, „Nie uda się”, „Inni zrobią to lepiej”. – Wtedy proszę w modlitwie Ducha Świętego o prowadzenie i oddaję mu siebie, a On wielokrotnie już pokazał mi, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To odbudowało moje zaburzone poczucie własnej wartości i nauczyło mnie, jak pokonywać w życiu przeszkody – opowiada.
Wspomina także trudne przeżycia. Wspólnota, chociaż jest dziełem Bożym, powstała z ułomnych ludzi, którzy popełniają błędy. – Myślę, że bez tych chwil nie miałabym okazji pokazać Panu Bogu i sobie, czy umiem Mu ufać. To był czas wyjątkowej modlitwy i zawierzenia spraw, których nie rozumiałam, nauka przebaczania i proszenia o przebaczenie – mówi. Ale warto było! Warto razem z innymi dążyć do domu Ojca i na swój kobiecy sposób pomagać w tej wędrówce. – Zgodziłam się w końcu na samą siebie, choć nadal nie wszystko mi się podoba i daleko mi do ideału. Otworzyłam się na bliskie relacje z innymi ludźmi, bo zrozumiałam, że skoro Jezus z miłości naraził się na odrzucenie, na zranienie, na krzyż, to warto budować relacje i szukać sposobów pokonywania nieporozumień.
Żywioł kontrolowany
Aga jest żywiołowa i zorganizowana. Wie, jak doprowadzić sprawy do końca. Konsekwentna i uparta. I tę cechę wykorzystuje na rzecz ewangelizacji. – Wszystko zaczęło się od śpiewu – wspomina. Bo śpiewać chciała od zawsze. Więc poszła do scholii oazowej. – A jak już coś robiłam, to lubiłam robić to jak najlepiej. I angażować się w coraz to nowe rzeczy – opowiada. Została animatorką w oazie. A potem, w dorosłym życiu, odnalazła swoje miejsce w innych wspólnotach, angażując się „na całego”. – Nie wyobrażam sobie życia w Kościele tylko na zasadzie niedzielnej mszy świętej. Przez wspólnotę czuję się częścią Kościoła. Jestem z nim związana. Widzę w tym głęboki sens.
Czy najpierw jest talent czy posługa? Czy umiejętności przychodzą z czasem? To rzecz dyskusyjna. – Zawsze czułam, że ludzie we wspólnocie robią to, do czego uzdalnia i powołuje ich Pan Bóg. A czasami najpierw zaczynają robić, a potem ich uzdalnia… – śmieje się Aga. – Gdy przychodziła pora na modlitwę wstawienniczą to myślałam, że inni pomodlą się lepiej, są bardziej „uduchowieni”, „charyzmatyczni”. A potem trafiało na mnie. I Bóg za każdym razem dawał mi ogromną miłość do ludzi, którzy przychodzili prosić o modlitwę – opowiada Aga i stwierdza, że właśnie do tej modlitwy w sposób szczególny potrzebna jest kobieca delikatność i empatia. – Bo kobiety zazwyczaj czują i widzą więcej, a jest to bardzo potrzebne, gdy przychodzą osoby z różnymi problemami i rozterkami – dodaje.
Bała się także głoszenia Słowa Bożego. – Jednak i tutaj Pan Bóg mi pokazał, że jeżeli Mu zawierzę i zdam się na Niego, to On będzie wiedział, co z tym zrobić. Wtedy to już nie mój problem, ale Jego! – stwierdza. Na ostatnich rekolekcjach uczestnicy podchodzili i dziękowali, że bardzo im pomogła, ponieważ konferencja była tak „normalnie” powiedziana. Znowu Bóg zadziałał. – Teraz mam taki okres w życiu, że czuję siłę i pragnienie do podejmowania posług. Na sto procent. Uważam, że Bóg na bieżąco będzie mi pokazywał kolejne obszary działania. Gdy człowiek zaczyna coś robić, to On otwiera przed nim kolejne drzwi. Jestem przekonana, że Bóg może mi dać o wiele więcej niż jestem w stanie wymyślić. Po co więc Go ograniczać?