Na ostatniej prostej
Urodziłem się 11 maja 1935 roku – i to jeszcze w sobotę. Z tego by wynikało, że moje poczęcie nastąpiło w połowie sierpnia – a może nawet 15 sierpnia. Z tego znaku maryjnego ogromnie się cieszę. Dopiero po święceniach kapłańskich ciotki mi powiedziały, że moja mamusia, gdy nosiła mnie pod sercem, modliła się, abym był kapłanem (zmarła, gdy miałem 3 lata).
Męczyło mnie pragnienie wyjazdu na misje, ale jaki zakon wybrać? Modliłem się do św. Stanisława Kostki tak: „Jeżeli sprawa misji to wola Boża, a nie moja zachcianka: rób, co chcesz, ale na twoje święto (13 listopada) muszę być w zakonie u jezuitów”. Załatwił w ciągu dwóch miesięcy. Normalna procedura twa około 6 lat.
I tak zostałem misjonarzem. Po przeprowadzeniu około 1000 misji w Australii, USA, Kanadzie, Anglii, Szwecji, Niemczech, na Węgrzech, Białorusi i Litwie itd. miałem 52 lata plus VAT, co równa się 74.
Był rok 2009, a ja zająłem się propagowaniem Miłosierdzia Bożego przez Internet, powstała wspólnota misjonarzy internetowych „Michalinum”. Wspaniale Pan Jezus urządził mi ostatnią prostą mojego żywota. Dzięki Ci za to!
o. Zdzisław Pałubicki, jezuita, misjonarz
www.milosierdzie.info.pl, e-mail rumcajs@ulisses.pl
64 lata w zakonie
Jeśli młody człowiek, który chce wejść na drogę powołania, lęka się, że nie zachowa wierności, to ja mówię: „Nie ma się czego bać, jeśli tylko jest się w jedności z Bogiem”. Ja dziś, gdy miałabym ponownie wybierać, poszłabym do klasztoru. Najważniejszy jest Pan Bóg.
s. Krzysztofa, loretanka (87 lat), w klasztorze od 1949 roku
41 lat w zakonie
Nigdy nie żałowałam podjętej decyzji. Życie zakonne nie jest łatwe. Ja przez wiele lat pracowałam w drukarni – to ciężka praca. Bóg powołał mnie i każdą chwilę, tę radosną i tę trudną, przeżywam razem z Nim. Jemu nie mówi się „nie”.
s. Renata, loretanka