Temat numeru
nr 5 (95) MAJ 2015

„Istotą takiego macierzyństwa duchowego pozostanie dla mnie rodzenie Jezusa w świecie, w Jego umiłowanych duszach.

Natalia Rakoczy

Kochają i są kochane

Nigdy nie rodziły dzieci, a są stuprocentowymi mamami. Takimi, których ze świecą szukać. Bo poświęcają drugiej osobie tak wiele własnego serca, że nawet rodzone matki nie zawsze mogą dać więcej.

 

Kochają matczyną miłością, ponieważ czują się kochane. Dzięki ich sercu świat jest bardziej przyjazny.

„Mam trzydzieścioro dzieci i wszystkie kocham!” – uśmiecha się s. Nikola. Od dwóch lat prowadzi świetlicę dla dzieci zagrożonych wykluczeniem społecznym, które pochodzą z rozbitych i patologicznych rodzin. Wielokrotnie są to dzieci z ogromnym głodem miłości, które w świetlicy znajdują wreszcie miejsce, gdzie czują się kochane i akceptowane. Już nie są anonimowe. „Wiem, jak ważne jest poświęcenie czasu każdemu z nich, wysłuchanie tego, o czym chcą opowiedzieć. Pamiętam, gdy rozmawiałam z 14-letnim chłopcem, z którym wiecznie były jakieś problemy. I przy którejś z kolei rozmowie, aby trochę rozładować sytuację, stwierdziłam, że chyba ma mnie już dosyć, a on na to, że wie, że to wszystko robię dla jego dobra. Takie momenty utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jest właściwa droga” – wspomina s. Nikola.

 

Drugi dom

W świetlicy podchodzi się indywidualnie do każdego dziecka. Najpierw odrabia się lekcje, a potem jest czas na zabawę. Prowadzone są również zajęcia psychologiczne i logopedyczne. Siostra Nikola musi ogarnąć wszystko. Nie tylko sprawy ściśle związane z jej podopiecznymi, ale również całą „papierologię” i finanse, a to już mniej przyjemna sprawa. „Kiedy jestem już tym wszystkim zmęczona, po prostu idę do moich dzieci i bawię się z nimi. Układam klocki albo gram w piłkę. To mi daje ogromną siłę. Wypoczywam przy nich. A one, szczególnie te młodsze, uwielbiają wchodzić na kolana, bo potrzebują czułości”.

Nie zawsze jest łatwo. Wychowankowie niosą ciężar rodzinnych zranień, bywają trudni, najczęściej z nauką są na bakier, a do rozrabiania pierwsi. „Jednak widzę, że są momenty, w których coś się w nich przełamuje. Najbardziej lubię czas, kiedy wybieramy się z dzieciakami na kolonie. Wtedy mamy okazję być z nimi 24 godziny na dobę. Dzieci stawiają dużo pytań i myślę, że trzeba poświęcić im dużo czasu na udzielenie odpowiedzi, aby poczuły, że są wysłuchane i ważne”.

Siostra Nikola stwierdza, że podstawą tego duchowego macierzyństwa jest wymagająca miłość, która realizuje się w całkiem prozaicznych sytuacjach: przez wysłuchanie dzieci, poświęcenie im czasu, zainteresowanie się ich sprawami, a przede wszystkim przez prowadzenie ich do Boga. „Ciągle się za nich modlę, ponieważ chcę, aby odkryli Żywego Boga, aby On nie był tylko jakąś regułką w ich życiu”.

 

Jestem spełniona

„Macierzyństwo duchowe to strzeżenie każdej formy życia. Odkupiciel przywrócił nam życie. I dla mnie istotą takiego macierzyństwa jest podnoszenie drugiego człowieka nie tylko z upadku, ale zawsze o ciut wyżej, na kolejny poziom jego człowieczeństwa. Tak, aby dodawać mu odwagi, nadziei, aby ten człowiek miał siłę iść dalej” – wyznaje s. Agnieszka, redemptorystka. Nie prowadzi przedszkola ani domu dziecka. Przebywa za klauzurą. Wiele osób przychodzi po wsparcie, po dobre słowo. Siostra Agnieszka może im towarzyszyć w różnych zmaganiach. „Pamiętam dziewczynę, która przyszła, prosząc, aby się z nią modlić o dobrego męża … i poznała chłopaka, potem modliliśmy się, aby się pobrali, a kiedy już weszła w związek małżeński, okazało się, że mają problem z poczęciem dziecka. I znowu był szturm do nieba. Dzisiaj jest szczęśliwą mamą” – uśmiecha się s. Agnieszka. Tych wymodlonych dzieci ma już wiele „na koncie”. W ciągu tygodnia odpisuje na kilkadziesiąt e-maili. „Pamiętam rozpaczliwego maila, w którym kobieta zwierzała się, że jest w szóstym miesiącu ciąży, a lekarz kazał jej «to» usunąć, gdyż «to» jest zbyt słabe i nie ma szansy na przeżycie. I co miałam jej odpowiedzieć? Przecież nie miało sensu, aby cytować jej wtedy jakąś formułkę z Katechizmu. Zachęciłam ją, aby nie opierała się na opinii jednego lekarza, i w jej okolicy poszukałam zaufanego doktora. Później odpisała mi, że spadł jej kamień z serca!”.

„Istotą takiego macierzyństwa duchowego pozostanie dla mnie rodzenie Jezusa w świecie, w Jego umiłowanych duszach.  Raz miałam audycję w radiu, po której zadzwonił do mnie pewien chłopak. Kilka razy rozmawiał ze mną przez telefon, aż w końcu odważył się przyjechać do klasztoru. Kiedy zaczął mówić o swoim życiu, okazało się, że miał na swoim koncie tyle złych rzeczy, że nawet otarł się o satanizm. I tak zaczęło się duchowe towarzyszenie mu. Zaczął wychodzić z tego bagna. Teraz założył szczęśliwą rodzinę”.

Siostra Agnieszka stwierdza, że trudno jest jej wyobrazić sobie szczęśliwsze życie: „Czuję się matką. Czuję się spełnioną matką i może dlatego nie tęsknię za macierzyństwem fizycznym. Kobieta, gdy nie jest matką, to więdnie, zamiast dojrzewać, ponieważ macierzyństwo jest bardzo głęboko wpisane w naszą naturę. I nie chcę, aby ludzie, którzy mnie spotykali, zatrzymywali się na mnie. Chcę, aby doświadczali, że to Bóg postawił mnie na ich drodze i to On kocha przeze mnie”.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK