Czy my się znamy?
Poznawać ukochanego człowieka, by go lepiej kochać, to zadanie nie tylko w narzeczeństwie, ale na całe życie. Kiedy trwa to, co nazywamy zakochaniem, wydaje się, że obiekt naszych uczuć jest wyśnionym ideałem. Dopiero po upływie miesięcy, a nawet lat, odkrywamy inne strony najbliższej nam osoby. Nawet uczciwe wzajemne wyznanie przez narzeczonych swoich bolączek i słabości nie gwarantuje poznania siebie do końca.
Wiedza o temperamentach
W narzeczeństwie i w małżeństwie warto poznać swoje temperamenty będące podstawą osobowości, z którą przychodzimy na świat. Na jej bazie kształtujemy nasz charakter – rozwijamy zalety, a minimalizujemy wady.
Już w starożytności filozofowie wyróżniali różne typy temperamentów. Wiedza Hipokratesa (cztery typy) czy wykorzystywany przez ojców pustyni enneagram (dziewięć typów osobowości, gdzie uwzględnia się również warunki rozwoju) to różne odsłony dążenia człowieka do poznania i zrozumienia samego siebie. Wiedza ta jest oparta na różnej reaktywności systemu nerwowego: jeden musi pomyśleć, inny reaguje błyskawicznie, lecz powierzchownie, ktoś długo trzyma w sobie urazę, inny szybko zapomina, ktoś reaguje emocjonalnie, u drugiego wydaje się, że nie ma emocji… Każdy typ osobowości jest bogactwem, które wnosimy do małżeństwa, lecz nieuświadomiony i niedoceniony, może być źródłem konfliktów. Jeśli mężowi szybciej opadają emocje, a żona potrzebuje na to więcej czasu, to mogą się mijać i niepotrzebnie oskarżać się o pamiętliwość czy płytkość. Jeżeli jedna osoba potrzebuje się głębiej zastanowić nad planowanym działaniem, to druga, ta „aktywna”, może ją oceniać jako leniwą czy niechętną do podejmowania życiowych wyzwań. Żona będzie musiała nieco skrócić czas rozpamiętywania konfliktu, a mąż głębiej zastanowić się nad problemem. Wiedza o małżeńskich temperamentach pomaga w zrozumieniu siebie nawzajem i mądrego omijania korków w codziennej komunikacji. Nie wyczerpuje ona jednak tematu uczenia się siebie.
Pomoc Boga
Na początku wspólnej drogi słabo znamy siebie ani też nie umiemy siebie w pełni wyrazić. Na tym polega pewne ryzyko, nieobliczalność małżeństwa, która pokazuje jasno, że wobec nieprzewidywalności życia we dwoje nie wystarczą tylko ludzkie siły. Takie podejście byłoby po prostu zwykłym zarozumialstwem i jest niebezpieczne. My, małżonkowie, wyruszamy w drogę pełni dobrej woli, wzajemnego zaufania, świadomości, że nie jesteśmy ideałami. Chcemy się zmieniać i rozwijać, w czym zobowiązujemy się sobie pomagać i co niezwykle ważne, idziemy z Bogiem i naszymi świętymi patronami.
Nie możemy zakładać, że po wielu latach małżeństwa znamy drugiego jak własną kieszeń, i zamykamy się na ciągłą nowość drugiej osoby. Niekiedy nie zauważamy nawet bardzo dużych zmian – ilu mężów i ile żon zaczęło bacznie zwracać uwagę na siebie dopiero wtedy, kiedy ich małżeństwo było zagrożone. Z drugiej strony, jak mówi przysłowie, „nikt nie jest bohaterem dla swojego pazia”. Nie da się maskować przed współmałżonkiem, który widzi nas w intymnych i zwyczajnych sytuacjach każdego dnia.
Odkrywanie dusz
Najgłębsze ofiarowanie siebie i poznanie drugiej osoby dokonuje się podczas wspólnej modlitwy wypływającej z głębi serc, przekraczającej schematy znanych modlitw. Nie oznacza to, że modlitwy, które poznaliśmy w dzieciństwie, są niepotrzebne, ale czasem chowamy się za formułami, a kontakt z Bogiem i drugim człowiekiem jest formalny. Modlitwa zakłada zaufanie Bogu i drugiemu. Biblijnym tego przykładem jest modlitwa Tobiasza i Sary. Tak powstaje komunia dusz – najgłębsze źródło jedności, do której jesteśmy powołani. Jeśli jej nie tworzymy, to czym wówczas staje się intymność fizyczna? Komunia ciał nie istnieje bez uprzedniej komunii dusz. Dla wielu małżonków nie do przekroczenia jest fałszywy wstyd duchowy – łatwiej im odsłonić ciało niż duszę w prawdzie. Ten duchowy wstyd towarzyszy wielu parom do końca życia, a wspólna droga nabiera wymiaru codziennej walki. W tym miejscu znajduje się najgłębsza, krucha i wrażliwa tajemnica miłości. Na nic tu tłumaczenie indywidualnym wychowaniem, słabą duchowością czy uczuciowymi blokadami. Stawka jest zbyt wysoka: albo będą tworzyć jedność, która wzrasta, albo będą żyć obok siebie. Tylko dzięki jedności dusz małżonkowie mogą złożyć wzajemny dar z siebie. Taka miłość jest potężna, potężniejsza niż śmierć. Jedynie wzajemna nagość dusz w modlitwie przygotowuje męża i żonę do jedności ciał w prawdzie i wolności, której nie znają poganie mimo wysublimowanych praktyk erotycznych. To właśnie w narzeczeństwie jest czas na osiągnięcie jedności dusz przygotowującej do zjednoczenia ciał po zaślubinach. W małżeństwie trudniej się tego nauczyć, a przecież umiejętność wspólnej modlitwy to skała, na której mąż i żona mogą się oprzeć, przechodząc przez trudności wspólnej drogi.
Znakiem rozpadu komunii małżeńskiej, pomimo trwania związku seksualnego czy uczuciowego, jest zanik wspólnej modlitwy. Modlitwa w samotności to znak braku nadziei na osiągnięcie jedności, do której są wezwani żona i mąż.
Znaczenie dialogu
Drogą duchowości małżeńskiej, a więc drogą do poznania siebie i jedności, jest dialog małżeński praktykowany regularnie wśród członków niektórych wspólnot. Powinni go jednak podejmować wszyscy małżonkowie. To wydarzenie duchowe, rodzaj spotkania z Bogiem i ze sobą, kiedy powierzamy sobie nawzajem siebie, swoją najgłębszą istotę, mówiąc o różnych sferach swego życia od duchowej poprzez nasze radości i potrzeby psychiczne po fizyczne potrzeby naszego ciała, by na końcu wspólnie wszystko oddać Bogu w modlitwie. Taki dialog wymaga wielkiego zaufania, delikatności, umiejętności wysłuchania drugiego do końca, wysiłku zrozumienia, a zarazem mówienia o sobie, nie zaś krytyki drugiej osoby czy zapalczywej dyskusji.
O taki regularny czas spotkania – czas dialogu – powinniśmy walczyć! Kiedy uważnie słuchamy drugiego, pragnąc go zrozumieć, otoczeni modlitwą, uwalniamy się od naszych projekcji, wyimaginowanych opinii i ocen. Uwalniamy się od siebie samych, by tym bardziej cieszyć się najbliższą osobą. Przecież ślubowaliśmy miłość, a więc musimy poznawać drugą osobę, by ją uszczęśliwiać i wspierać. A któż nam powie więcej o niej niż ona sama?