Codzienne mycie kubków
Słowo Boże daje nam czas – maksimum jeden dzień: „Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem”.
Każda żona i każdy mąż wie, jak bardzo w małżeństwie jest potrzebne przebaczenie. Odmienność charakterów, różne historie lub tradycje wyniesione z domów nieustannie narażają na takie interpretacje zachowań, słów męża lub żony, które wywołują poczucie odrzucenia, niezrozumienia czy po prostu zwykłego mijania się. Wiemy, że wystarczyłoby wtedy zwykłe „przepraszam” albo… spojrzenie z innej perspektywy. Słowo „przebaczać”, jak sugeruje jego etymologia, znaczy: „nie widzieć, przeoczyć, uznać coś za niebyłe”. Nie zawsze jednak potrafimy to zrobić.
Przed zachodem słońca
Przebaczenie zawiera w sobie ideę radykalnej miłości, która kocha mimo znoszonych zniewag i nie tyle każe zamknąć oczy na zło doświadczone, ile na moją interpretację tego wydarzenia; nie tyle zamknąć oczy na drugiego, ile przestać widzieć siebie na pierwszym miejscu. Przebaczenie zawiera w sobie gotowość do uzdrowienia relacji i zawsze zaczyna od siebie – od tego, co ja mogę zmienić w sobie. Przebaczenie jest przy tym czymś znacznie większym niż tylko aktem woli, bo odwołuje się do wszystkich władz ludzkich (naszych uczuć i pragnień, postanowień i tęsknot), dokonuje się w czasie (obejmuje wydarzenia z ostatniej godziny, ale czasem z ostatniego roku czy iluś lat) i domaga się spełnienia szeregu ważnych warunków.
Najpierw czas – im dłużej podtrzymujemy w sobie poczucie zranienia, tym dłużej trwa proces wybaczania i uzdrawiania. Słowo Boże daje nam prosty wymiar czasu – maksimum jeden dzień: „Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem”.
Dalej cierpliwość – wobec siebie, której nam zwykle nie brakuje, ale też cierpliwość wobec drugiego. Zauważmy, ile czasu potrzebujemy na zmianę siebie, swoich nawyków czy sposobów reagowania. Ile starań wymaga wypracowanie w sobie choćby postawy łagodności w reagowaniu na niespodziewane wydarzenia, jak zajechanie drogi, obcesowe traktowanie w urzędzie czy nieodbieranie przez współmałżonka telefonu, gdy koniecznie i w tej chwili musimy porozmawiać i coś uzgodnić. A ile razy każdy z nas zmaga się z wadami, których wykorzenienie wymaga całych lat wytężonej pracy (nieczystość, rozmijanie się z prawdą, koloryzowanie czy widzenie we wszystkim ataku na siebie – zwłaszcza u osób odrzuconych przez najbliższych). Od męża i żony nierzadko jest potrzebny heroizm w złożeniu na nowo daru z siebie i przyjęcia drugiej osoby z miłością, która „nie pamięta złego”.
Nie ma „ja”, jesteśmy „my”
Przebaczenie wymaga wyrzeczenia się jedynie słusznej interpretacji danego wydarzenia czy też wyrzeczenia się pragnienia skuteczności wypowiedzianej uwagi (pokusa, by być jak Bóg, który „rzekł i stało się”), bo przecież krytyka dyktowana szczerym pragnieniem dobra dla drugiej osoby powinna być natychmiast wcielona w życie. Potrzeba także wytrwałości na miarę uczynionego ślubu: „oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Wierność w miłości mierzy się nie tylko jakością daru, ale też i jego trwałością (por. „Humanae vitae” 9)
Przebaczenie nie pozostawia miejsca na zarozumiałość („mądrzejszy, jak wiadomo, głupszemu ustępuje”), lecz rodzi się w sercu, które choć zna swoje ograniczenia, jednak także ufa głęboko temu zaproszeniu do wielkości, które nasze serce dobrze rozumie. Jest ono dalekie od manifestowania własnej wyższości i jest przede wszystkim aktem wewnętrznej siły. Trzeba rzeczywiście wielkiej siły, żeby uznać i zaakceptować własne zranienie i jednocześnie postawić na coś, co jest od niego większe – miłość do drugiej osoby, kochanej bardziej od siebie, czasem jakby wbrew sobie. Paweł VI pisał w encyklice „Humanae vitae”: „Kto prawdziwie kocha swego współmałżonka, nie kocha go tylko ze względu na to, co od niego otrzymuje, ale dla niego samego, szczęśliwy, że może go wzbogacić darem z samego siebie”.
Zacznij od Boga
Bóg nie obiecuje nam, że odsunie od nas wszystkie problemy. Przyrzeka jednak pomoc w stawianiu im czoła i we wzrastaniu w wierze. Św. Teresa z Ávila zapewnia, że święci mieli wiele wad oprócz jednej – niezdolności do przebaczenia. Według niej rezultatem głębokiej relacji z Bogiem jest prawdziwe przebaczenie: oznaka uzdrowionej pamięci, bo miłość Chrystusa, która wychodzi naprzeciw miłości małżonków, przynosi najpierw uzdrowienie. Uzdrawia naszą zdolność kochania, tak podatną na zranienia zwłaszcza w dziedzinie uczuciowości („nie rozumie mnie”, „nie liczy się z moimi uczuciami” itp.); naszą zdolność przebaczania, tak podatną na warunkowość („pod warunkiem że mnie najpierw przeprosi”); i naszą zdolność zaczynania od nowa, tak podatną na ograniczenia („to ostatni już raz”, „już nigdy więcej”, „mam już dość”). Kiedy sami przystępujemy do sakramentu pojednania, ciągle na nowo słyszymy, że nasze grzechy są odpuszczone.
Jan Paweł II przypominał, że Boża łaska przebaczenia i pojednania daje duchową moc rozpoczynania wciąż na nowo (por. List do rodzin „Gratissimam sane” 14) i że „otrzymując przez sakrament pokuty dar miłosierdzia Ojca, jesteśmy przynaglani, by być – jak On – miłosierni” (KKK 1458). Małżeństwo jest pierwszym miejscem doświadczania przebaczenia i praktykowania go.