Co kupujesz?
Moda na wydawanie pieniędzy prowadzi do tego, że liczą się tylko ci, którzy je mają. Jeśli ulegasz tej modzie, zastanów się, czy jesteś szczęśliwy czy uzależniony.
Wielkie koncerny zaciekle walczące o klientów z niektórych mają mały pożytek. Na nich nie działają chwyty reklamowe. Nabrali dystansu do rzeczy albo brakuje im pieniędzy. Potrafią cieszyć się każdym drobiazgiem, nawet starym.
Stara pralka jest dobra
Joanna wychowała się w czasach, gdy sklepowe półki świeciły pustkami, a za najdrobniejszą rzeczą stało się w dłuuugiej kolejce. „W rodzinie było nas czworo i się nie przelewało, jednak dla nas nie było to najważniejsze. Byliśmy szczęśliwi” – podkreśla. I to nastawienie do życia weszło jej w krew. „Nie lubię gromadzić rzeczy. Póki coś mam i jest niezepsute, to tego używam. Na przykład pralkę mam już od 20 lat. Chodzi… to po co ją wymieniać? A nawet jak się psuje, to na tyle dobrze ją znam, że wiem, co trzeba poprawić” – stwierdza Joanna.
Jest wolna od manii kupowania. Dzięki temu zamiast spędzać godziny na wyprzedażach, może rozwijać swoje pasje, których ma sporo. Uczy się języków romańskich, podróżuje, pisze bajki dla dzieci. „W tym wszystkim chodzi o mentalność. Ukierunkowanie na coś innego niż rzeczy materialne i gromadzenie. Są osoby, które godzinami siedzą w smartfonie i coś kupują. A ja mam czas na inne rzeczy”.
Ta życiowa filozofia bynajmniej nie jest skutkiem biedy. Joanna dobrze zarabia. Gdzie indziej szuka radości i sensu życia. „Nie rozumiem tej mentalności. Kupuje się w nadmiarze, a potem wyrzuca… i znowu się kupuje. A przecież jest tyle osób, którym brakuje chleba i ciepłej kurtki na zimę”.
Liczy, żeby przeżyć
Danusia w portfelu ma niewiele i dzięki temu stała się mistrzynią domowej logistyki. Na początku miesiąca bierze do ręki kalendarz i długopis… i zapisuje wszystkie wydatki. Wstępny plan finansowy obejmuje składki, rachunki, ubrania. Wtedy Danusia już wie, ile pieniędzy zostanie na koncie… i że nie można zbytnio szaleć. „Ale jak tylko dostaję wypłatę, jadę na zakupy. I kupuję to wszystko, co jest niezbędne na cały miesiąc, dzięki temu lodówka nie świeci pustkami” – dzieli się swoim doświadczeniem Danusia.
Radzi sobie doskonale. Niektóre rzeczy robi sama. „Przygotowuję na zimę przetwory, kiszę kapustę, kupuję ziemniaki, gdy są tanie. Dzięki temu w spiżarni zawsze coś mamy” – uśmiecha się. Zapasy na czarną godzinę trzyma także na koncie. „Odkładam co miesiąc chociaż 20 zł. To są pieniądze nie do ruszenia, biorę je tylko w nagłej potrzebie, gdy na przykład trzeba kupić jakieś lekarstwo” – stwierdza. Ale od konta bankowego pewniejsza jest koperta leżąca u koleżanki. „Powierzam jej pieniądze, gdy zbieram na jakiś specjalny cel. W ostateczności może nawet pożyczyć mi gotówkę, ale tamtych nie pozwoli dotknąć” – uśmiecha się Danusia.
Skąd wzięła ten dystans do pieniędzy i radzenie sobie nawet wtedy, gdy jest ich niewiele? „Nauczyłam się w domu. Już wychodząc za mąż, sama uzbierałam sobie posag. Potem w moim życiu pojawiły się trudności, jestem mamą samotnie wychowującą dwójkę dorastających dzieci, więc muszę umieć sobie radzić”.
500 zł na ciuchy
„Ponieważ zarabiam, mogę sobie pozwolić na utrzymanie mieszkania, samochodu czy jakieś drobne przyjemności, ale podchodzę do tego wszystkiego z umiarem. Bo czy koniecznie muszę kupować pięć słoików dżemu, których i tak nie jestem w stanie przejeść, albo czy zakup szóstej pary butów, całkiem podobnej do poprzednich, jest mi konieczny do szczęścia?” – stwierdza Ewelina. Ma już za sobą okres, gdy jednego dnia w zakupowym szaleństwie potrafiła wydać 500 zł na ciuchy. Jej podejście zmieniło się, odkąd wyszła za mąż. To skłoniło Ewelinę, aby w finanse wprowadzić dyscyplinę i wypracować swój sposób, aby niepotrzebnie nie wydawać pieniędzy. „Zanim coś kupię, zastanawiam się cztery razy, czy jest mi to koniecznie potrzebne. Często robię kalkulację, na ile cena danej rzeczy odzwierciedla jej wartość. Czasami szukam tańszych produktów w Internecie”.
Uważa, że umiarkowanego podejścia do pieniędzy najlepiej uczy się poprzez wyznaczanie sobie długofalowych celów: wakacje, kupno mieszkania itp. „Dystans do pieniędzy nauczył mnie roztropności w podejściu do wielu rzeczy. Dzięki cnocie umiaru człowiek nie wypycha już rzeczami i tak przepełnionej szafy albo nie wyrzuca jedzenia, którego nie jest w stanie przejeść. Tylko zaczyna myśleć o innych, najpierw o własnym mężu i dzieciach, a później dostrzega, że może się dzielić z tymi, którym brakuje”. Czyż nie na tym polega chrześcijaństwo?