Temat numeru
nr 12 (138) grudzień 2018

Zobaczyłem, jakim kobieta jest kosmosem. Teraz wiem, kogo Pan Bóg postawił u mego boku. I wiem też, że z tego życia trzeba brać czterema garściami, a nie tylko dwoma...

Monika Zając

Radość z potomstwa i odkrywania kosmosu

Kasia i Tomek są małżeństwem od sześciu lat. Zawsze pragnęli dzieci i wiedzieli, że będą się nimi cieszyć niezależnie od momentu, w którym one się pojawią. Dlatego po trzech latach małżeństwa, gdy mimo starań nie udawało się począć upragnionego dzieciątka, zaczęli podejrzewać, że coś jest nie tak… Wtedy zwrócili się o pomoc do lekarzy.

Najpierw były to rutynowe wizyty u ginekologów, którzy mówili, że jeszcze nie ma się czym przejmować. „Finalnie jednak trafiliśmy do kliniki naprotechnologii” – wspomina Kasia. „Spotkaliśmy się z instruktor metody Modelu Creightona. I dopiero po trzech pełnych cyklach obserwacji, już z konkretnym obrazem cyklu miesięcznego oraz uzupełnioną ankietą, mogliśmy udać się do lekarza” – opowiada.
 

Samoobserwacja i diagnoza

Model Creightona (CrMS) jest podstawą naprotechnologii. Polega na wystandaryzowanych obserwacjach i zapisywaniu na specjalnej karcie biologicznych markerów, które są kluczowe dla zdrowia i płodności kobiety. Chodzi przede wszystkim o bardzo szczegółową obserwację śluzu szyjkowego.

Początki leczenia nie były jednak łatwe. Kasia co dwa tygodnie wykonywała badania krwi, aby kontrolować poziom hormonów. Musiała też poddać się laparoskopii, bo pewne objawy wskazywały na endometriozę, co potwierdził zabieg.

Oboje bardzo pozytywnie wspominają atmosferę wizyt. Przyznają, że od początku byli traktowani bardzo życzliwie. Lekarz chętnie odpowiadał na ich pytania i wątpliwości, a badania ginekologiczne odbywały się w bardzo komfortowych warunkach, z zachowaniem poczucia prywatności.
 

Pod górę ku szczęściu

Niespełna pół roku od zabiegu laparoskopii, dwa lata po rozpoczęciu leczenia w klinice, we wrześniu ubiegłego roku Kasia zaszła w ciążę. Niestety, poroniła. Na szczęście jej stan zdrowia pozwalał, by wkrótce starać się o kolejne dziecko. Już w grudniu Kasia znów była w ciąży, a w październiku urodziła się śliczna, zdrowa Lidia.

Nie należy zrażać się trudnościami. Dzięki wnikliwej obserwacji można bardzo dobrze poznać organizm żony, jej cykl, dowiedzieć się, co dzieje się w danym momencie” – zachęca do tej metody Tomek.
 

Kobiety są z... kosmosu

Basia i Jakub, rodzice 5-letniego Michasia i 2-letniego Józia, pobrali się siedem lat temu. Bardzo wcześnie zaczęli się starać o dziecko... Okazało się jednak, że Basia miała za niski poziom progesteronu, co groziło poronieniem.

Lekarz skierował ich na kurs obserwacji cyklu Modelu Creightona. „Chodziliśmy równolegle na wizyty i na kurs. Zawsze razem. Bardzo dobrze wspominamy atmosferę tych spotkań” – dzielą się wrażeniami. Kuba mógł wejść do gabinetu z żoną, a lekarz odpowiadał także na jego wątpliwości i tłumaczył na przykład, skąd u Basi biorą się różne dolegliwości bólowe. Kuba z zaangażowaniem pomagał żonie w prowadzeniu obserwacji cyklu, wklejając naklejki do specjalnych kart. „Ktoś może się z tego śmiać, ale to jest bardzo ważne, bo mężczyźni są wzrokowcami i to do nich dociera. Rozkładają planszę i widzą, co w danych momentach się dzieje, jak to wszystko funkcjonuje w organizmie kobiety” – mówi Kuba.
 

Michaś i Józio

Aż w końcu od lekarza i instruktora dostali zielone światło: możecie starać się o dziecko! Po trzech miesiącach począł się Michałek. Przez pierwsze dwa trymestry było spokojnie. Jednak w trzecim zbyt szybko zaczęły się pojawiać skurcze macicy. Basia do końca ciąży musiała leżeć, a Michaś i tak urodził się trzy tygodnie przed terminem. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. „Synek został zaliczony do dzieci urodzonych w terminie, bo miał dobrą masę urodzeniową” – wspomina Basia. Po prawie trzech latach począł się Józio, podwajając dumę szczęśliwych rodziców. 
 

Brać z życia pełnymi garściami

Zdaniem Basi i Kuby siłą naprotechnologii jest przede wszystkim to, że pozwala cieszyć się potomstwem poczętym w sposób naturalny, zgodny z prawami natury i z nauką Kościoła.

„Naprotechnologia pomogła nam zacieśnić więź małżeńską. Zbliżyła nas z mężem do siebie, nie oddaliła” – zwierza się Basia. Kuba dzięki tej metodzie dowiedział się więcej o ciele żony, o małżeństwie, i to nie tylko z perspektywy codzienności, ale też od strony medycznej. „Zobaczyłem, jakim kobieta jest kosmosem. Teraz wiem, kogo Pan Bóg postawił u mego boku. I wiem też, że z tego życia trzeba brać czterema garściami, a nie tylko dwoma” – zauważa szczęśliwy mąż i tata.


Bliżej Boga

Naprotechnologia szuka przyczyny obniżonej płodności czy niemożności poczęcia dziecka w całym organizmie. Poprzez odniesienie się do praw, które wpisał Pan Bóg także w nasze ciało, rytm płodności zbliża małżonków nie tylko do siebie nawzajem, ale także do Boga. „Na pewno człowiek myślący, racjonalny, kiedy dobrze pozna tę metodę, odkryje w niej logikę. A później, jeśli do niego dotrze, że nad tym wszystkim czuwa Stwórca, to może być to bardzo dobrą drogą do nawracania i okazywania, że Pan Bóg to nie zabobon, a lekarze naprotechnolodzy to nie czarodzieje, tylko osoby opierające się na konkretnych osiągnięciach nauki” – zauważa Kuba.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK