Wywiady
nr.3 (165) marzec 2021

Myślę, że większość kobiet marzy o tym, aby uciec z ukochanym na koniec świata z dala od problemów i szarej codzienności - mówi nam Edyta Golec. 

Natalia Rakoczy

Trzymają nas wiara i rodzina

W tym roku (2021 r.) będziecie obchodzić z Łukaszem 21 lat małżeństwa! To szmat czasu… Z każdym rokiem jest trudniej czy łatwiej?

Edyta Golec: (Śmiech) Ani trudniej, ani łatwiej. Jest po prostu inaczej. Myślę, że każdy zdrowy związek musi się rozwijać, zmieniać, doskonalić. Idealnie jest, jeśli dwie strony są tego świadome. Gorzej, kiedy jedna chce iść do przodu, a druga woli tkwić w swoich przyzwyczajeniach i w swojej strefie komfortu. Bo związek małżeński to nieustająca wola pracy nad sobą, aby być dla tej drugiej strony ciągle atrakcyjnym, inspirującym i ogólnie rzecz ujmując: niemęczącym. W naszym związku każdy rok przynosił różne wyzwania, radości, kryzysy. Jednak pomimo upływu czasu czujemy się ze sobą dobrze, kochamy się i to pewnie sprawia, że 21 lat minęło nam jak z bicza trzasł (śmiech).

 

W środowisku muzycznym wierność małżeńska nie jest zbyt popularna. Jak udało Wam się oprzeć tym wpływom i przetrwać kryzysy?

Zadziałały wartości, którymi kierujemy się w życiu, bo najważniejsza są dla nas: rodzina, wierność i uczciwość względem drugiej bliskiej osoby, zaufanie, wiara. Czas pandemii utwierdził nas tylko w przekonaniu, że podążamy dobrą drogą. Kiedy zostaliśmy „zamknięci”, okazało się, że potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać i dobrze czujemy się w swojej obecności. Jak wspomniałaś, w tym zawodzie trzeba się naprawdę dobrze trzymać wytyczonych Bożych drogowskazów, aby nie zatracić się w chaosie i nadmiarze bodźców. A okazji do zejścia ze szlaku jest bardzo wiele… Mamy to szczęście – niektórzy koledzy Łukasza mówią w przekorze, że nieszczęście (śmiech) – że pracujemy razem. Wspólna pasja dodatkowo cementuje nasz związek, co nie oznacza, że się nie kłócimy, nie denerwujemy.

 

Macie góralskie temperamenty. Jak radzicie sobie ze spięciami?

Góralskie małżeństwa nie kłócą się, „ino godajom do siebie kapecke głośnij, coby się dobrze słyseć” (śmiech). A tak na serio, jesteśmy normalną, zdrową rodziną, w której dochodzi do wymiany zdań. Ale kiedy dochodzi do nieporozumień, to trwają one krótko. Rozmawiamy i szukamy kompromisu. Czasem zdarzają się ciche dni, ale to bardziej z mojej strony. Jestem trochę taką „terminatorką” i nie potrafię szybko przechodzić do normalności, kiedy serce się buntuje. Natomiast Łukasz to typowy choleryk. Wykrzyczy, wyleje, co mu leży na wątrobie, i za moment zachowuje się, jak gdyby nic się nie stało. I tego mu zazdroszczę, bo rozpamiętywanie kłótni nie buduje, tylko ciągnie w dół. Dlatego po ostrej wymianie słów potrzebujemy chwili na ochłonięcie. Wtedy dopiero możemy na spokojnie poszukać rozwiązania problemu.

 

Spędzacie z mężem bardzo dużo czasu – razem tworzycie i koncertujecie. To zbliża Was do siebie, czy rodzi konflikty? 

Jak wspomniałam, nasza wspólna pasja, którą jest muzyka, bardziej nas łączy, niż dzieli. On potrafi zrozumieć, kiedy w kuchni zimno, chłodno i pusto w garach, a ja bujam w innej czasoprzestrzeni, bo akurat piszę muzykę. Ja też rozumiem, kiedy nie ma go całymi dniami, bo tworzy w „swoich okopach”, czyli w studiu Golec Fabryki, nie wychodząc na powierzchnię. Myślę, że takie wzajemne zrozumienie daje nam poczucie wolności i rozwoju. Nikt nikogo nie blokuje ani nie robi niepotrzebnych awantur. Muzyka nas łączy i zbliża. Natomiast podczas wspólnej pracy dochodzi do wymiany zdań, bo tego też wymaga proces tworzenia. To często burza mózgów i indywidualnych upodobań, każdy z nas ma swoje wizje i ciągnie w swoją stronę, ale tłumaczymy sobie zawsze, że to wszystko dla dobra piosenki.

 

Na ostatniej płycie „Symphoethnic” znalazł się skomponowany i wykonany przez Ciebie utwór „W nieznane”, w którym śpiewasz: „W nieznane, zabierz mnie w nieznane, od szarości codzienności dalej”. Masz czasami takie marzenie, aby uciec z Łukaszem gdzieś daleko od codziennych spraw i problemów? 

Myślę, że większość kobiet marzy o tym, aby uciec z ukochanym na koniec świata z dala od problemów i szarej codzienności. Z drugiej strony „W nieznane” jest najlepszym przykładem tego, że ilu słuchaczy, tyle interpretacji tekstu. Dla jednych będzie to utwór o wspólnej podróży, którą rozpoczynamy, poznając drugiego człowieka. Dla innych to tęsknota i marzenie o wielkiej baśniowej miłości, która pojawi się i wyrwie nas z banalnej prozy życia. A dla jeszcze innych muzyczna opowieść o tym, że warto czasem porzucić męczącą codzienność i z ukochanym człowiekiem uciec na przysłowiowy koniec świata. Wspólnie z autorem tekstu Wojtkiem Byrskim chcieliśmy zabrać słuchaczy w muzyczną podróż pełną dobrych emocji, gdzie spontaniczność często wygrywa ze schematem. I chyba się udało.

 

Wiele mam opowiada mi, jak trudno im godzić pracę zawodową i bycie mamą, że brakuje czasu, że cierpi macierzyństwo albo kariera. Łatwo być mamą i znaną piosenkarką? 

Mam to szczęście, że mam cudownych rodziców, którzy pomagają nam w opiece nad dziećmi, kiedy my pracujemy. Panuje taki stereotyp, że zawód muzyka jest podobny do zawodu marynarza – sprawia, że człowieka ciągle nie ma w domu. A to nieprawda. My pracujemy w dużej mierze w domu i głównie w weekendy wyjeżdżaliśmy na koncerty. Owszem jak każdą matkę-artystkę, kiedy tylko wsiadam do busa i wyjeżdżam na koncert, jak z automatu atakują myśli, czy może nie poświęcam dzieciom za mało czasu. A kiedy znów skupiam się nad dziećmi, spędzam z nimi czas, mam wrażenie, że cierpi na tym praca. Po 17 latach macierzyństwa już wiem, że nie ma złotego środka, trzeba być czujnym i uważnym, aby utrzymać zdrowy balans między macierzyństwem i pracą.

 

Ostatni rok był inny niż wcześniejsze. Wielu czas domowej kwarantanny pomógł zbliżyć się do siebie w małżeństwie i rodzinie. Jak jest u Was?

Ten czas był dla mnie, jak i dla wielu z nas, czasem wyzwań, zaskakujących zwrotów akcji, nieprzewidywalnych zdarzeń… Musiałam się zmierzyć z dziwnymi sytuacjami i doświadczeniami, chorobą, niepewnością. Nieraz musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu i pewnie w tym roku będę musiała także zmierzyć się z podobnymi sytuacjami. Ale jak powiedział ostatnio Misiek Koterski – sam sukces niczego nie uczy. Tylko przeszkody, wyzwania, bariery powodują, że się rozwijamy i wzrastamy. W normalnym trybie, kiedy nie było pandemii, żyłam w wielkim kołowrocie, chaosie i pędzie. Cieszę się, że w tym pandemicznym roku mogłam na chwilę się zatrzymać, docenić to, co mam, zgłębić relację z Bogiem. W końcu znalazłam czas na to, aby zdobyć kilka beskidzkich szlaków z dziećmi, poczytać książki, które czekały od lat na swoją kolej, przyjrzeć się swojemu zdrowiu, zastanowić się, co dalej w życiu chcę robić… I pewnie jeszcze długo nie zagramy koncertu, a przed nami wiele niewiadomych. Dziś zawierzyłam wszystko Bogu. Będzie tak, jak ma być.

 

Dla Ciebie i Łukasza wiara jest bardzo ważna. Udaje się Wam przekazać te wartości dzieciom?

To proces. Myślę, że czas to zweryfikuje. Dzieci – Bartek ma 17 lat, Antosia 15, Piotrek 13 – obserwują naszą postawę względem wiary, uczą się i gdzieś im to pewnie zostanie. Ale wszyscy wiemy, że tak jak o miłość, tak samo o mocną, stabilną wiarę trzeba się modlić i dbać. Życzę im tego, aby zawsze były blisko Chrystusa, aby pamiętały, że jeśli na pierwszym miejscu jest Bóg, to wszystko inne jest na swoim miejscu.

 

Wiele kobiet Ci zazdrości – jesteś piękna, utalentowana, masz wspaniałą rodzinę. Czy zdarzają się też momenty, kiedy czujesz, że masz już wszystkiego dosyć, i czujesz własną bezsilność?

Owszem, czasem przychodzą gorsze dni, ale nigdy nie wpadam z stan beznadziei czy bezsilności. Z każdej sytuacji jest wyjście. Jedynie, z czym pewnie nie mogłabym sobie poradzić, to śmierć bliskich. To sytuacja nieodwracalna. I kiedy czasem przychodzą gorsze momenty, kiedy wszystko się wali i pali, a ja nie mam siły, wtedy myślę sobie: „Boże, dziękuję Ci, że jesteś, że moi bliscy są zdrowi i ja jestem zdrowa”. Zdaję sobie sprawę, że jest mnóstwo osób, które przeżywają potworne tragedie, i to mnie natychmiast sprowadza na ziemię. Wiem, że nie ma co się użalać nad sobą, trzeba docenić to, co się ma, i być za to wdzięcznym. To, że ktoś jest osobą publiczną, nie oznacza, że wszystko jest u niego idealnie. Często oceniamy, że skoro ktoś jest uśmiechnięty, pięknie wygląda, występuje i jest podziwiany przez fanów, to pewnie nie wie, co to cierpienie, lęk i bezsilność. Tak nie jest. Wiele osób na scenie sprawia wrażenie pewnych siebie wybrańców szczęścia. A często za tymi maskami kryją się nie lada dramaty…

 

Co Ci pomaga przetrwać trudne momenty? 

Kontakt z Jezusem, modlitwa w ciszy, ukochany mąż, który jest niepoprawnym optymistą, bliscy, przyjaciele, muzyka, inspirujące książki. Trudne momenty to czas, kiedy pomimo cierpienia wiem, że to kolejne wyzwanie, które ma na celu mnie wzmocnić, rozwinąć i ubogacić. I tak do tego podchodzę.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK