Wywiady
nr. 9 (183) wrzesień 2022

Czułem, że jestem na dnie i że sam nie potrafię wyjść z tej sytuacji. Wydawało mi się, że cokolwiek zrobię, to kogoś skrzywdzę: jedną albo drugą stronę. Wtedy pomyślałem głośno: „Panie, zrób, co chcesz. Podejmij za mnie tę decyzję. Wyciągnij mnie z tego, bo po ludzku jestem bezradny” - mówi Rafał Patyra.

Monika Zając

Każde małżeństwo można uratować

Za Tobą i Joanną porcelanowe gody. Jak przez ten czas zmieniło się Wasze rozumienie sakramentalności małżeństwa?

Rafał Patyra: Na pewno jest dojrzalsze niż 21 lat temu. Braliśmy ślub bez mocnej świadomości, że jest nas troje: mąż, żona i Pan Jezus. Przez ten czas zrobiliśmy nie jeden, a kilka kroków ku dojrzałości w małżeństwie, ale także ku dojrzałości w wierze. Dziś pełniej rozumiemy moc tego sakramentu. Wiemy, że każde małżeństwo sakramentalne można uratować, nawet jeśli ma do pokonania wielkie przeszkody.

 

Takie przeszkody pojawiły się także u Was. Jednak gdy przyszła wielka burza, wiedzieliście, czego się chwycić.

Tak naprawdę na to, że wyszliśmy z tej sytuacji – po ludzku bardzo trudnej – silniejsi, miały wpływ dwa fakty. Po pierwsze, oboje wychowaliśmy się w katolickich domach. I nawet jeśli w młodości ta wiara nie była gorąca, mimo wszystko mieliśmy ją w sobie. W momencie wielkiego kryzysu wiedziałem, że jeśli odejdę od żony z inną kobietą, będę odcięty od sakramentów. To był hamulec przed podjęciem niewłaściwej decyzji. A po drugie, nie na darmo mówi się, że od dna można się odbić.

 

A czułeś, że dotykasz dna?

Tak. Czułem, że jestem na dnie i że sam nie potrafię wyjść z tej sytuacji. Wydawało mi się, że cokolwiek zrobię, to kogoś skrzywdzę: jedną albo drugą stronę. Wtedy pomyślałem głośno: „Panie, zrób, co chcesz. Podejmij za mnie tę decyzję. Wyciągnij mnie z tego, bo po ludzku jestem bezradny”. To był decydujący moment. Jezus wkroczył i pomógł mi wyjść na prostą. Wcześniej myślałem, że podołam każdemu wyzwaniu. Ale tę pychę trzeba w sobie zgnieść. Przyznać się przed sobą samym i Bogiem, że jesteśmy bezradni. Powiedzieć: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

 

Co dziś proponujesz małżonkom w kryzysie? A może profilaktycznie, już narzeczonym, aby uniknęli takich doświadczeń?

Tak się składa, że od jakiegoś czasu spotykamy się z parami – narzeczonych i małżonków. To chyba też zrządzenie Opatrzności, że im więcej i głośniej mówimy o tym, że sakrament małżeństwa jest jak fundament, na którym można stawiać ogromne budowle, tym częściej mamy kontakt z małżeństwami poranionymi, które znalazły się na rozstaju dróg. Próbujemy pomóc im ugasić pożar. Oczywiście nie jesteśmy w stanie zrobić tego ludzkimi siłami, ale opowiadamy o naszym przypadku i wskazujemy rozwiązania.

 

Niełatwo być dziś takim drogowskazem…

Tłumaczymy im, że wystarczy, by jedna osoba w związku chciała ratować małżeństwo sakramentalne, bo jest „dwa na jeden”, czyli osoba, która chce walczyć, i Jezus. Nigdy też nie mówimy, że tę osobę, która jest mocno pogubiona, trzeba skreślić, odciąć się od niej czy źle o niej mówić. Tak jak nie odrzucamy osoby chorej, ale staramy się pomóc w leczeniu. Nie wiemy, jak długo ta walka potrwa. Jednak jeśli zawierzymy ją Jezusowi, to wygramy. Żadne małżeństwo sakramentalne nie jest stracone, żadne.

 

Bywa, że trudnością w związkach są różnice w przeżywaniu i okazywaniu uczuć. Czy można uniknąć niepotrzebnych nieporozumień w tej sferze?

Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że te różnice są. Wtedy łatwiej sobie pewne rzeczy poukładać. I dobrze sobie uświadomić, kogo mamy po drugiej stronie mocy, czyli że walczymy ze złym duchem, który nasze dobre plany chce pokrzyżować. Ale ma też bardzo ograniczone możliwości. Niektórym, gdy uświadomią sobie tego przeciwnika, włącza się taki motor do walki. Po drugie, warto sobie uzmysłowić, że dzisiejszy świat – co też jest dziełem tego przeciwnika – nie sprzyja budowaniu trwałych więzi. Ten przeciwnik zrobi wszystko, by małżeństwo, rodzina się rozpadły. Te instytucje są pod ostrzałem.

Warto także pamiętać, że kobieta i mężczyzna to kompletnie dwa różne światy. Taka jest natura którą dostaliśmy od Boga. Jednak nie po to, żeby się poróżnić i rozejść po kilku latach, ale po to, żeby się dobrze uzupełniać.

 

Ty i Asia to bardzo różne światy?

O tak. Mamy kompletnie różne temperamenty i charaktery. W pewnym momencie wydawało się nam, że to powód, by powiedzieć: „Dziękuję, nie dam rady tego pociągnąć w tym samym kierunku, mam zupełnie inne oczekiwania”. To podstawowy błąd i pójście na łatwiznę. Na tym można polec. Chodzi właśnie o to, by walczyć, by wzrastać w odpowiedzialności za drugiego człowieka. W małżeństwie odpowiadamy za siebie nawzajem od początku do końca. Niektórzy mówią nawet, że jeśli mamy małżeństwo sakramentalne, to do nieba wejdą we dwoje albo w ogóle. Ta sprawiedliwość do mnie trafia (śmiech).

 

Mimo tego ostrzału o którym wspomniałeś, mamy Największego Sprzymierzeńca, Tego, od którego pochodzą małżeństwo i łaska sakramentu. Gdzie upatrujesz nadziei dla małżeństwa i rodziny?

Wierzę, że to, co naturalne, co Boże, zawsze wygra, a mężczyzna i kobieta razem to zdecydowanie i Boże, i naturalne. Wierzę, że po czasach turbulencji i różnych mód instytucje małżeństwa i rodziny się obronią. Można się pięknie kochać i pięknie iść razem przez życie. Takich małżeństw jest naprawdę dużo. Są wspólnoty, ruchy, najczęściej związane z Kościołem katolickim, gdzie te małżeństwa dostają skrzydeł, a później zarażają tym innych. Miłość się zmienia, ewoluuje, ma różne barwy, jest coraz bardziej dojrzała. Moi rodzice świętowali w tym roku 50 lat małżeństwa. To żywy dowód na obecność Pana Boga, bo po ludzku byłoby to kompletnie niemożliwe. Warto być ze sobą i ciągle poznawać tę drugą osobę. Jak na kole garncarskim – powoli, dokładając kolejne składniki, nie spieszyć się, ale pozwolić tej miłości, aby wzrastała, dojrzewała, formowała się w piękny i trwały kształt, no i hartowała się w ogniu codziennych spraw.

 

Taka miłość to także klucz w przekazywaniu wiary i wartości dzieciom. Jak Wam się to udaje?

To megauważni obserwatorzy. Nawet jeśli będziemy przekazywali pewne prawdy, może wysłuchają i niekoniecznie się do nich od razu zastosują, ale na pewno będą nas podglądać. Trzeba żyć po Bożemu, okazywać sobie miłość, dbać o siebie nawzajem. Taką atmosferę dzieci będą chłonąć i później powielać. Mamy nadzieję, że unikną naszych błędów i że będą brały przykład z nas takich, jacy teraz jesteśmy. Że będą odważne i odpowiedzialne, że nie będą uciekały od trudności, że będą wiedziały, gdzie szukać siły do ich pokonania. Wierzymy, że uda nam się wyposażyć je w takie narzędzia, aby potrafiły sobie poradzić z każdym wyzwaniem.

 

Odwaga i odpowiedzialność – w tych postawach umacnia przede wszystkim mężczyzna, mąż i ojciec. Współcześni mężczyźni potrafią kształtować te postawy?

Instytucja ojca gdzieś nam dziś ginie. Często przegrywamy z własnym wygodnictwem, z własną pychą. Czasami uciekamy od ważnych wyborów w coś, co jest nieprawdziwe, nietrwałe. Prawdziwy mężczyzna, wybierając taką drogę, nigdy nie będzie się czuł spełniony. Będzie miał świadomość, że to jest sztuczne, plastikowe, bezwartościowe.

 

A czyja męskość jest dla Ciebie inspiracją?

Jest wiele przykładów mężczyzn odważnych, świadomych, odpowiedzialnych, bo są to kluczowe cechy mężczyzny, męża i ojca. Jestem ambasadorem akcji „Dzień Ojca na nowo!”, która zakłada przeniesienie tego dnia z 23 czerwca na 19 marca – uroczystość św. Józefa. Św. Józef to jeden z najlepszych przykładów ojca. A dlaczego? Bo miał cechy, które pozwalały mu w odpowiedzialny sposób poprowadzić rodzinę. Był liderem, ale cichym. Jednak to on podejmował kluczowe decyzje, np. wyprowadzając rodzinę do Egiptu. Zawsze chronił Żonę i Dziecko. Potrafił usunąć się w cień. Słuchał, kogo trzeba. Uwierzył, komu trzeba. Uczył, czego trzeba, małego Jezusa.

 

Chciałbyś być taki jak On?

Wiele mi brakuje, ale kluczowe jest dla mnie to, by wygrać z własną pychą i mieć świadomość, że po to jestem mężem i ojcem, by dbać o żonę, dzieci, i w tym szukać spełnienia. Wszystkie inne sprawy są mniej ważne, są tłem. Chodzi o to, żeby tej hierarchii nie zaburzyć.

 

Świat mediów, który jest tłem w Twoim życiu, nie robi chyba najlepszego PR-u małżeństwu i rodzinie?

Nie jest to środowisko sprzyjające głębszym wartościom. Tutaj wszystko pozornie jest łatwe, przyjemne i na bogato, a w rzeczywistości – sztuczne, nadmuchane i tymczasowe. Jeśli jednak nie ukrywamy, że nam z tym światem nie po drodze, to okazuje się, że ludzi o podobnym światopoglądzie jest całkiem sporo. I często przychodzą do mnie, żeby sobie pogadać albo podzielić się swoim problemem czy świadectwem. Ostatnio osoba, po której zupełnie bym się tego nie spodziewał, pogratulowała mi, że w jednym z wywiadów mówiłem, jak ważna jest dla mnie modlitwa różańcowa. Nas, ludzi pokładających wiarę w Bogu, jest naprawdę dużo. Gdy będziemy mówić o tym głośno, ośmielimy wielu innych. I to będzie naprawdę coś!


 

Rafał Patyra – od 22 lat mąż Joanny, tata trzech córek – Poli (19 l.), Tosi (14 l.), Ady (11 l.) – i syna Janka (9 l.). Sportowiec, dziennikarz i prezenter telewizyjny. Jak sam przyznaje, lubi wszystko, co jest z „Expressem” w tytule, co jest szybkie i dynamiczne. Prowadzi „Teleexpress”, „Rodzinny Ekspres” dla redakcji katolickiej TVP oraz programy sportowe, które z założenia są „expressowe”.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK