Wywiady
nr 10 (136) październik 2018

 To właśnie dzięki piosence religijnej, wielbiącej Boga, odnalazłam pasję do muzyki. 

Monika M. Zając

Królowa pięciu chłopaków

O tym, dlaczego warto mieć w domu dużo plasterków opatrunkowych i w jaki sposób muzyka zbliża ludzi do siebie, opowiada Karina Majewska – wokalistka, kompozytor i pianistka.

 

Jakie były początki kariery muzycznej? Czy od dziecka wiedziała Pani, że muzyka to jest „to coś”?

Moi bliscy pamiętają, że już jako 2-letnia dziewczynka ciągle śpiewałam, wyobrażałam sobie, że jestem na scenie i kazałam wszystkim słuchać moich wymyślonych na poczekaniu piosenek. Mijały lata, a moja pasja nie mijała – wręcz przeciwnie, wiedziałam już wtedy, że muzyka, śpiew to jest to, czym na 100% będę zajmować się w swoim dorosłym życiu. Gdy miałam 6 lat, razem ze starszą siostrą uwielbiałam śpiewać w naszej scholi parafialnej, a gdy miałam 10 lat, moi Rodzice zgłosili mnie na Festiwal Piosenki Religijnej w Łodzi. Profesjonalne jury przyznało mi wtedy nagrodę Grand Prix i od tego wszystko się zaczęło. Liczne festiwale, nagrody, koncerty w Polsce i za granicą, szkoła muzyczna, ciężka praca, tworzenie autorskiego materiału itd.

 

Czy rodzina ma tradycje artystyczne?

Ogólnie prawie cała moja najbliższa rodzina jest, nazwijmy to, „muzykalna”. Ale tylko ja mam muzyczne wykształcenie i zajmuję się tym profesjonalnie. 

 

Jest Pani laureatką wielu festiwali, w tym zwyciężczynią koncertu Debiutów na XXXV Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Były pewnie poważne propozycje, perspektywy... Co Pani zdecydowała?

Ja nic sama nie zdecydowałam, gdyż kiedy wygrałam Opole, miałam dopiero 14 lat. Rzeczywiście, pojawiło się kilka propozycji – nawet w dziedzinie modelingu. Były też kontrakty muzyczne z największymi wytwórniami muzycznymi w Polsce. Owe kontrakty okazały się dla mnie bardzo niekorzystne zarówno muzycznie, jak i finansowo, bez możliwości jakichkolwiek negocjacji, a ryzyko ewentualnego niepowodzenia miało zostać zrzucone całkowicie na moich rodziców. W związku z tym zdecydowali oni o całkowitym odrzuceniu tych kontraktów. Wtedy nie do końca rozumiałam tą decyzję, a dziś dziękuję Bogu za ich mądrość i odwagę oraz że nie ryzykowali wtedy dobra naszej całej rodziny (a mam jeszcze dwójkę starszego rodzeństwa).

 

Wokalistka, kompozytor, aranżer, pianistka, dyrygent, pedagog, ale przede wszystkim trener wokalny. Co jest dla Pani najważniejsze?

Muzyka jest tak cudownie wszechstronna, że te wszystkie określenia pięknie ze sobą współgrają i się ze sobą łączą. To, że mogę tę muzykę tworzyć, śpiewać, grać, dyrygować i przede wszystkim dzielić się nią z innymi, powoduje, że jestem szczęśliwa. Zawsze powtarzam moim uczniom, że nie wiem, co kocham bardziej: występować czy uczyć śpiewu. I tu, i tu mam bliski kontakt z drugim człowiekiem, któremu mogę przekazać swoje emocje i zarażać go swoją pasją.

 

Jak łączy Pani tę pasję z życiem prywatnym? Udaje się pogodzić, bez uszczerbku dla każdej z tych sfer?

Zawód muzyka wiąże się z licznymi wyjazdami, przebywaniem poza domem, a to nie sprzyja umacnianiu jedności rodziny. Dlatego, kiedy zdecydowałam się ją założyć, uznałam, że jest ona najważniejsza i teraz jest czas dla niej i powinnam ograniczyć występy lub na jakiś czas z nich zrezygnować, a skupić się bardziej na nauczaniu śpiewu, które, jak wspomniałam wcześniej, jest również moja pasją. Okazało się, że to było dobre rozwiązanie, bo będąc mamą 4 czterech małych chłopców, ciężko jest się gdzieś dalej ruszyć. Wydaje mi się, że udaje mi się pogodzić macierzyństwo z moją pasją, choć przyznaję, że nie jest łatwo i bez wsparcia mojego kochanego Męża  nic by z tego nie wyszło. Teraz, kiedy najmłodszy synek już podrósł, wróciłam także na scenę, ale taką bardziej kameralną, i bardzo się cieszę, kiedy mój Mąż i moje dzieci mogą uczestniczyć w moim koncercie.

 

Mówi Pani, że dzięki muzyce czuje się szczęśliwa. Czym zatem dla Pani jest szczęście i poczucie spełnienia?

Pan Bóg każdemu daje jakieś talenty. Ja swój odnalazłam w muzyce. Jak tu nie być szczęśliwym, jeżeli można się rozwijać i robić w życiu to, co się kocha, to, w czym się człowiek czuje najlepiej, co otrzymał w darze od Boga. To daje poczucie spełnienia. A owo spełnienie przekłada się na to, kim się jest i jaki ma się stosunek do drugiego człowieka. To daje skrzydła do dalszego rozwoju i osiągania kolejnych celów. Takim celem było dla mnie również założenie, która także daje mi poczucie wielkiego szczęścia i spełnienia.

 

Jak muzyka służy umacnianiu tego, co dobre w rodzinie?

Wspólne muzykowanie zawsze jednoczy. U nas w rodzinie jest to jeden ze sposobów na wspólne spędzanie czasu, np. śpiewamy różne piosenki – te z kościoła, z przedszkola, ze szkoły, kołysanki (chociaż głównie to ja je śpiewam). Słuchamy muzyki, tańczymy do muzyki, gramy na instrumentach, a w okresie Bożego Narodzenia śpiewamy kolędy. Sprawia nam to wiele radości i zazwyczaj robimy to wszystko spontanicznie.

 

Jak daje sobie Pani radę z wychowaniem 4 czterech chłopaków? Chłopcy to przecież zupełnie inna sprawa niż córka.

To prawda. W sumie to mam w domu pięciu mężczyzn i to właśnie dzięki temu największemu i najstarszemu dajemy radę. Mąż często mówi chłopcom: „Pamiętajcie: mama jest jak królowa”. I nie ukrywam, że bardzo mi się podoba ten układ.

 

A jak wygląda czas wolny męskiej drużyny?

Zawsze kiedy ktoś nas odwiedza, po kilku minutach od wejścia mówi: „Wesoło tu macie...”. To bardzo trafne określenie. Moja siostra ma trzy córki i nie mogłam uwierzyć, jak mi powiedziała, że one wolny czas spędzają np. na czytaniu książek, malowaniu czy nawlekaniu koralików... U nas czas wolny oznacza gonitwę, „kreatywne” pomysły, czasem bijatykę, siniaki... Krew też się czasem poleje. Jakiś czas temu pani chirurg szyła ranę mojemu synkowi. Kiedy dowiedziała się, że mam w domu jeszcze trzech chłopców, powiedziała z uśmiechem: „To do zobaczenia wkrótce!”.

 

Pewnie ma Pani już wprawę w rozwiązywaniu zarówno tych dużych, jak i codziennych problemów, np. w opatrywaniu różnych zadrapań?

Oj tak. W domu zawsze musi być dużo plasterków. Co chwilę jest jakaś ranka, zadrapanie i słychać ciągłe: „Maaaaamooooo, a on to, a on tamto, maaaaammmoooo...”, z czterech stron... Kiedyś wieczorem jak się dwójka pokłóciła i jeden drugiemu rozbił nos, to ukradkiem poszli sami wziąć plasterki. Kiedy zapaliłam światło i weszłam zapytać, co się stało, zobaczyłam, że ten, któremu leci krew z nosa, ma plaster na czole, bo tak mu go czule nalepił sprawca „wypadku” (śmiech).

 

Ogarnąć taką ekipę to prawdziwe wyzwanie...

Zawsze ciężko jest zebrać wszystkich i zdążyć na czas do kościoła, do szkoły... Na szczęście praktyka, dobra logistyka i zapas czasowy powodują, że bardzo rzadko się gdzieś spóźniamy.

Co Panią zaskoczyło w byciu matką?

Wszystko zaskakuje, kiedy zostaje się mamą. Człowiek ma zupełnie inne wyobrażenie o macierzyństwie, kiedy jeszcze nie ma dzieci. Zadziwiające jest to, że dzieci tak bardzo obserwują rodziców i ich zachowania i tak łatwo potem wszystko naśladują... Zawsze trzeba się pilnować, nawet kiedy jest się skrajnie przemęczonym, nie ma się już sił i marzy się o wolnej chwili dla siebie.

 

A jak przekazujecie dzieciom wiarę? Czy modlicie się wspólnie?

Tak, codziennie modlimy się wszyscy razem. Przede wszystkim jednak staramy się z mężem przekazywać wiarę własnym przykładem. Uczestniczymy we Mszy św. w nabożeństwach. Tłumaczymy, co jest dobre, co złe. Uczymy się kochać, szanować, dzielić, przebaczać.

 

Czy muzyka zbliża Panią do tego, co w życiu najważniejsze, do odkrywania Boga, Jego piękna, miłości? Czy pomaga prowadzić do Niego tych, dla których Pani śpiewa, których uczy śpiewu?

Oczywiście, że tak. Od tego wszystko się zaczęło. To właśnie dzięki piosence religijnej, wielbiącej Boga, odnalazłam pasję do muzyki. Już od dziecka interpretowanie tekstów tych piosenek przychodziło mi z łatwością, naturalnie. Była i nadal jest to dla mnie czysta modlitwa. Wzięłam sobie do serca słowa św. Augustyna, że „kto dobrze śpiewa, dwa razy się modli”. Nawet kiedy nie śpiewam piosenek o tematyce religijnej, staram się przekazywać w tekstach wartości, które są dla mnie najważniejsze w życiu. Często wzbudza to zainteresowanie moich uczniów i nawiązują się między nami długie rozmowy dotyczące m.in. wiary.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK