Wywiady
nr.1 (151) styczeń 2020

Macierzyństwo to umiejętność otoczenia troską życia, postawienia drugiej osoby – mniejszej, młodszej i kruchej – w centrum swojego zainteresowania. Umożliwienie tej osobie pełnego rozwoju – mówi s. Anna Maria Pudełko AP.

Sylwia Środa

Macierzyństwo nie tylko dla mam

Macierzyństwo to dar od Boga i kobieta najpełniej realizuje się, będąc mamą. Tak?

s. Anna Maria Pudełko AP: Tak, ale macierzyństwo, jak i ojcostwo, nie przynależą tylko do małżonków. Możemy być i matkami, i ojcami na sposób duchowy. To jest ogromny dar, który bardzo poszerza nasze spojrzenie, naszą umiejętność kochania i bycia dla innych.
 

Ale zatrzymajmy się na małżeństwach. Jak mają realizować ten Boży dar kobiety, które leczą się latami, pragną dzieci, a nie mogą zajść w ciążę? One często żyją w poczuciu niższej wartości i mówią wprost: „Bóg mnie pokarał”.

To są stuprocentowe kobiety i nie są gorsze, bo kobiety realizują się przede wszystkim jako córki, jako żony, a potem jako matki. Ważne, by odkryły te wszystkie przestrzenie swojej kobiecości. Kobiecość jest powołaniem, jest misją. Im bardziej mogą się spełniać jako kobiety, tym szybciej odnajdą nowe formy macierzyństwa. Warto na tę sytuację braku dzieci spojrzeć jak na wyzwanie, nową propozycję. Nie robić z tego dramatu, że to koniec wszelkich możliwości rozwoju.
 

No tak, ale trzeba mieć w sobie siłę, odwagę i zapytać: „Po co to wszystko?”.

Na pewno trzeba spotkać się z bólem straty, bo zgoda na nieposiadanie własnych dzieci to właśnie ból i strata, które należy przeżyć. To pewnego rodzaju swoista żałoba. Ale kiedy ten ból już się dobrze przepracuje, to serce otworzy się na nowe możliwości. Zupełnie nieoczekiwane, które mogą być zaskakujące. Znam takie osoby, które po wielu staraniach i badaniach lekarskich otworzyły się na drogę adopcji i po jakimś czasie, mimo że lekarze nie dawali im żadnych szans, doczekały się biologicznych dzieci.
 

To bardzo szczęśliwe zakończenie, jednak nie zawsze tak jest.

Owszem. Ale małżeństwo jest płodne również w sposób psychiczny i duchowy, tylko musi być otwarte na to, by służyć. Jeżeli małżonkowie są wierzący, jeśli świadomie przeżywają sakrament małżeństwa i wiedzą, że w ich historię miłości wkracza Bóg i ich prowadzi, to powinni Go prosić, by otwierał i pokazywał im drogi. Mamy zawężony sposób patrzenia na nasze życie. Bóg patrzy o wiele szerzej. Wśród moich znajomych jest  małżeństwo, które zaadoptowało trójkę niepełnosprawnych dzieci. Naturalnie rodzice pragną zdrowych dzieci, a oni otworzyli swoje serca na dzieci, którym mogą ofiarować więcej miłości i troski. Wiem, że ta miłość dużo ich kosztowała, ale widziałam, jak bardzo byli spełnieni. Oczywiście nie jest to droga dla każdego.


I nie każda para przetrwa taką próbę. Poza tym potężna presja posiadania dzieci może rozbić nawet najlepsze małżeństwo. Gdzie szukać wsparcia, jeśli tracimy już nadzieję?

W dużych miastach działają wspólnoty dla osób pragnących i oczekujących potomstwa. W Gdańsku też mamy taką wspólnotę „Kobieta jest Boska”. Dużo się modlimy i widać, jak ta modlitwa naprawdę pomaga. Dlatego nie można ustawać w nadziei, trzeba wierzyć w moc modlitwy. Warto skorzystać z naprotechnologii, która jest autentycznie drogą leczenia niepłodności.


Naprotechnologia wymaga czasu, a kobiety chcą dziecka natychmiast. Dlatego coraz częściej korzystają z in vitro.

To droga, którą proponuje świat, dla mnie nie do pogodzenia z wiarą. Trzeba mieć świadomość, czym jest in vitro, bo zapłodniona jest nie tylko jedna komórka, a kilka. Wybieramy jedno dziecko, inne dzieci giną… Nie chcę oceniać takich decyzji, ale jako kobieta wierząca i konsekrowana, uważam, że lepiej poczekać i wybrać metodę, która jest naturalna, nieinwazyjna, Boża i prawa, bo nie chodzi o reprodukcję, ale o przyjęcie od Boga daru życia z miłością.

Metoda in vitro to droga na skróty. Kobieta za wszelką cenę chcę mieć dziecko na swoich warunkach. A może droga Pana Boga jest taka: „Uwierz w siebie, zainwestuj w siebie, odpocznij, zregeneruj się, ukochaj siebie”? Jak kobieta, która nie kocha siebie, może dawać tę miłość dziecku?

By stać się matką, nie wystarczy spłodzić i urodzić dziecko. Wiele kobiet ma dzieci, ale poświęca im zbyt mało czasu i miłości. Macierzyństwo to umiejętność otoczenia troską życia, postawienia drugiej osoby – mniejszej, młodszej i kruchej – w centrum swojego zainteresowania. Umożliwienie tej osobie pełnego rozwoju. To o wiele więcej niż biologiczne dawanie życia. Kobieta może realizować się macierzyńsko w wielu innych relacjach, jeśli tylko tego chce.


Co Siostra sądzi o kobietach, które nie chcą mieć dzieci i mówią, że to ich świadomy wybór?

Nie oceniałabym ich, tylko zapytała, dlaczego nie chcą odpowiedzieć na ten naturalny zew serca. Czasami kobieta może mieć zły wzorzec matki, pochodzić z bardzo trudnej rodziny. Znam takie kobiety, które boją się bólu fizycznego, które mówią, że nie dadzą rady pogodzić życia zawodowego z macierzyństwem. Jest wiele czynników, które mogą sprawiać, że kobieta nie słyszy w sobie tego pragnienia czy wręcz je zagłusza. Ale trudno mi uwierzyć w to, że kobieta tak po prostu rezygnuje. Może w Kościele za mało mówimy o tym, czym jest piękno kobiecości, czym jest piękno macierzyństwa.


A jak Siostra pogodziła ten naturalny zew serca ze swoim powołaniem?

Myślałam o życiu zakonnym, ale i o małżeńskim. W szkole średniej miałam chłopaka i marzyłam o dużej rodzinie. Z drugiej strony czułam, że nawet piątka dzieci to za mało, że mogę kochać bardziej i więcej. To, w jaki sposób Pan Bóg pozwala mi realizować moją kobiecość, jako apostolince, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Nie przypuszczałam, że w życiu zakonnym będę mogła być taka szczęśliwa i spełniona.

Przez moją misję towarzyszę młodym, którzy szukają sensu życia. A tu potrzeba megamacierzyńskiego serca. Mam świadomość, że nigdy nie będę miała swoich dzieci, które będą miały mój kolor oczu, mój uśmiech. Ale wiem, że jest już dużo osób, którym towarzyszyłam, z którymi do dzisiaj mam kontakt i które będą miały rysy duszy podobne do mojej, którym przekazałam pewne wartości, pomogłam odkryć osobiste piękno, ale też to, jak mogą kochać...

Jeśli każda z nas, sióstr, świadomie przeżywa swoje powołanie, to tę stratę macierzyństwa musi opłakać, a potem rozwinąć się w kierunku macierzyństwa duchowego. Przechodząc ten etap, łatwiej nam wspierać i rozumieć właśnie te kobiety, te żony, które nie mogą mieć dzieci.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK