Wywiady
nr 2 (68) LUTY 2013

Kilka razy zadałam Mariuszowi pytanie, czy gdyby u progu naszego małżeństwa wiedział, jak będzie wyglądało nasze życie, to czy nadal poprosiłby mnie o rękę i zawsze słyszałam „tak”
 

rozmawia Marta
Dzbeńska-Karpińska 

Prosimy bardzo o jedno: kochajcie ją!

Doroto, ufasz Panu Bogu?
DOROTA  W dzisiejszych czasach niemodnie jest dać się komuś prowadzić, a co dopiero Panu Bogu. Człowiek ma być wolny, samowystarczalny i rządzić się swoim rozumem. Na początku małżeństwa wydawało nam się z Mariuszem, że nad wszystkim panujemy. Co prawda strata pierwszego dziecka w trzecim miesiącu ciąży zmusiła nas do refleksji, ale szczęśliwe narodziny Patrycji, a potem Mateusza, sprawiły, że znów wydawało nam się, że kontrolujemy nasze życie. Aż pewnego dnia wracając z pracy z dwójką dzieci odebranych ze żłobka, poczułam się tak źle, że zatrzymałam samochód i zadzwoniłam po męża. Miałam silne skurcze mięśni rąk i nóg, bóle i drętwienie w klatce piersiowej. Odczuwałam wielki lęk. Wtedy pomyślałam, że nie zrobiłam tego dnia najważniejszej rzeczy: nie powiedziałam moim bliskim, że ich kocham. Mariusz znalazł mnie i wezwał pogotowie. Okazało się, że miałam atak tężyczki. Od tamtego dnia do końca życia muszę przyjmować leki uzupełniające poziom wapna i magnezu. To był moment, który pokazał mi: „Dorota, nie buduj na swoich siłach, bo może przyjść jeden moment i nie będziesz
mogła już nic”.

Wkrótce znowu byłaś w stanie błogosławionym.

DOROTA Tak, kilka miesięcy później okazało się, że spodziewamy się kolejnego dziecka. Ta ciąża była niezwykle trudna. Spadki wapna i magnezu były tak duże, że przechodziłam atak za atakiem. Wiele tygodni spędziłam w szpitalach. Z powodu codziennego pobierania krwi miałam tak posiniaczone ręce, że nie było już na nich miejsca na dalsze wkłucia. Mariusz kursował pomiędzy domem, pracą a szpitalem. Pomagali nam rodzice. Ciąży towarzyszyły też silne bóle głowy i wkrótce po urodzeniu Małgosi zdiagnozowano u mnie jaskrę. Od tamtej pory mogę stracić wzrok. Po trudnej ciąży i ciężkim porodzie, sugerując się opinią lekarzy, uznaliśmy, że nie powinniśmy mieć więcej dzieci, żeby nie narażać mojego zdrowia.

Jaki ta decyzja miała wpływ na wasze małżeństwo?

DOROTA Niedługo potem doświadczyliśmy, że małżeństwo bez pełnej jedności, przeżywane w strachu przed kolejnym poczęciem, prowadzi do głębokich kryzysów. Byliśmy gotowi się rozejść. I wtedy Bóg dokonał w nas przemiany. Postanowiliśmy walczyć o nas i otworzyć się na nowe życie, mimo że po ludzku i z medycznego punktu widzenia ta gotowość na przyjęcie kolejnego dziecka wydawała się absurdalna. Kolejna ciąża zakończyła się poronieniem, ale wkrótce znowu spodziewałam się dziecka. Odpowiedzią Boga na nasze zaufanie było to, że urodziłam zdrowego syna – Piotra. Rok później przeżyliśmy kolejną martwą ciążę. Podczas wizyty u lekarza dowiedzieliśmy się, że poronienia są powiązane z tężyczką, a przy moim zespole chorobowym i z racji wieku nie mamy większych szans na urodzenie zdrowego 
dziecka.

Trzy lata później urodziła się Karolina.

DOROTA Jej przyjście na świat to była piękna przygoda podarowana nam przez Boga. Kiedy zaszłam w ciążę, towarzyszyło nam wsparcie wspólnoty, w której jesteśmy. Modlono się za nas i za nasze kolejne dziecko. Badanie USG w 12. tygodniu ciąży wykazało nieprawidłowości w rozwoju dziecka. W 20. tygodniu, po wykonaniu badań prenatalnych, wiedzieliśmy, że nasza córka urodzi się z zespołem Downa. Przyszła na świat szczęśliwie 17 miesięcy temu. Zaraz po porodzie wymagała operacji. Miała zrośnięty przewód pokarmowy na odcinku między żołądkiem a dwunastnicą. O konieczności operacji wiedziałam już w ciąży i bardzo się martwiłam, jak to zorganizować. Ale Pan Bóg zapewnił wszystko, co potrzebne. Karolina urodziła się w nocy z soboty na niedzielę i jeszcze przed południem została przewieziona do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam trafiła na znakomitego lekarza, który ją pomyślnie zoperował.

Jak starsze dzieci przyjęły siostrę?

DOROTA Kiedy wróciliśmy z Karoliną do domu, zrobiliśmy zebranie rodzinne. Zwołaliśmy wszystkie dzieci i zaprosiliśmy rodziców Mariusza. Wcześniej mówiliśmy, że są problemy, ale nie wprowadzaliśmy ich w szczegóły. Teraz powiedzieliśmy, że Karolina urodziła się z zespołem Downa, i prosiliśmy tylko o jedno: żeby ją kochali. Nie wstydzimy się tego, że nasze dziecko jest niepełnosprawne. Od początku chodzimy z Karoliną do znajomych, do kościoła, na spacery. Kiedy Karolina rozrabia w kościele lub na spacerach, to z Mariuszem i starszymi dziećmi podajemy ją sobie z rąk do rąk i nosimy. Ludzie, widząc naszą pełną akceptację dla niej, też zaczynają ją akceptować, uśmiechają się, zaczepiają. Kiedy patrzymy z Mariuszem na naszą córkę, nie koncentrujemy się na jej niepełnosprawności, jej odmienność nam nie przeszkadza. Nasze niepełnosprawne dziecko jest dla nas piękne.

Czy jesteś szczęśliwa?

DOROTA Gdyby nie liczna rodzina, zapewne należałabym do ludzi, którzy pracują po 12-14 godzin dziennie. Prawdopodobnie nie bylibyśmy już z Mariuszem małżeństwem, bo jestem osobą, która lubi decydować o sobie i o wszystkim dookoła. Dzieci zbliżają nas do siebie, leczą skutecznie z egoizmu, a wspólne zmartwienia i troski zmuszają do rozmowy. Ja przez całe życie odczuwałam strach przed ludźmi niepełnosprawnymi. W Piśmie Świętym jest opis porównujący Boga do garncarza, który wedle własnego uznania stwarza z gliny naczynia. Narodziny Karoliny nauczyły mnie, że każde naczynie stworzone przez Boga jest doskonałe. Zrozumiałam też, że w naszym życiu nie akceptujemy słabości: ani u siebie, ani u drugiego człowieka. Stąd w dzisiejszym świecie aborcje eugeniczne, eutanazja. Zobaczyłam, że to, co nam utrudnia życie, tak naprawdę może nas ratować przed naszą próżnością, przed pogonią za pieniędzmi i samorealizacją, czyli przybliżyć do Boga. A na tym polega prawdziwe szczęście.

Pan Bóg z wielką miłością prowadzi wasze małżeństwo.

DOROTA Kilka razy zadałam Mariuszowi pytanie, czy poprosiłby mnie o rękę, gdyby u progu naszego małżeństwa wiedział, jak będzie wyglądało nasze życie, i w odpowiedzi zawsze słyszałam „tak”. W kontekście tego, co przeżyliśmy, mam świadomość, że kierując się tylko własnym rozumem i realizując swoje plany, ograniczylibyśmy działanie Boga. Akceptując Jego plan, możemy otrzymać o wiele więcej, niż potrafimy sobie wyobrazić. Dlaczego chcieć tylko garstkę? Bóg ma dla nas całe morze.


DOROTA WANDAS-BARAN od 18 lat jest mężatką. Matka pięciorga dzieci: Patrycji (16 lat), Mateusza (15 lat), Małgorzaty (12 lat), Piotra (7 lat) i Karoliny (17 miesięcy). Jest kierownikiem działu księgowego w dużym biurze rachunkowym w Warszawie. Bardzo lubi góry, podróże i fotografię. Pasjonują ją kwiaty. Dobrze gotuje. Od 20 lat związani z mężem Mariuszem z jedną ze wspólnot neokatechumenalnych. Od 4 lat pomagają w przygotowaniu młodzieży do bierzmowania.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK