Wywiady
nr 6 (144) czerwiec 2019

Proszę Boga o to, bym nigdy nie zapominał, że władza to nie panowanie, a służba. Jeśli już mówimy o panowaniu, to tylko nad sobą samym. Sądzę, że największą słabością ojców nie jest samo popełnianie błędów, ale brak skruchy i przyznawania się do nich - mówi Marcin Gomułka.

Marianna Ruks

Tata nie tylko od święta

Marianna Ruks: Czy bycie ojcem w dzisiejszym świecie jest trudne?

Marcin Gomułka: Tak. Ale nic, co ma prawdziwą wartość, nie przychodzi w życiu łatwo. Trudno kochać mądrze – to podstawowa przeciwność, którą napotykamy. Sądzę, że w miłości trzeba uważać na dwie rzeczy – z jednej strony nie można ulegać pokusie pod nazwą: „Jakoś to będzie!”, z drugiej zaś trzeba ciągle na nowo prosić o to pragnienie zadziwienia, tzn. w miłości nie zawsze musi być tak, jak sobie założyliśmy.

 

Jakie wartości chciałby przekazać Pan swoim dzieciom? Na co zwraca Pan szczególną uwagę przy wychowaniu?

Do dzieci można mówić, wydawać im polecenia, jednak na dłuższą metę dzieci nie będą robić tego, co usłyszą, tylko to, co zobaczą. Na nic kazania czy nawet bardzo rzeczowa rozmowa, jeśli w ślad za tym nie pójdzie przykład rodzica. Dlatego staram się – różnie to oczywiście wychodzi (śmiech) – pokazywać, jak bardzo kocham ich mamę! Jestem przekonany, że niewiele więcej mogę im dać. Uważam, że to w obojgu kochających się rodzicach dzieci otrzymują pełnię wychowania.
 

Obserwujemy w pewnych kręgach kryzys ojcostwa. Wiadomo, dziecko to poświęcenie, a nie każdy potrafi zrezygnować ze swojej niezależności.

Gdybym w pewnym momencie życia nie spotkał żywego Boga, z pewnością nie podjąłbym decyzji o tym, że chcę zrezygnować z mojej niezależności. Mówiąc o tym, że wzajemna miłość rodziców wystarczy, mam na myśli to, że oni wiedzą, Kto jest Dawcą tej miłości, na czym ona polega, czego od nas wymaga. Zależymy od Boga, tak jak nasze dzieci zależą od nas. Zresztą to właśnie one najskuteczniej uczą mnie tego, kim jest nasz Ojciec. Przykład? Dla mojego trzyletniego syna największy, najsilniejszy i wszechmogący jest jego tata (śmiech). Jeśli tego, daj Boże, nie zepsuję, to będzie kształtowało jego męskość i przyszłe ojcostwo. Dopiero wtedy, kiedy uwierzę, że rzeczywiście jestem dzieckiem Bożym, mogę świadczyć miłość ojcowską na obraz i podobieństwo.

 

Coraz częściej można spotkać matki samotnie wychowujące dzieci. Dlaczego ojciec jest tak ważny w życiu dziecka i dlaczego powinien brać w nim czynny udział, a nie tylko od święta?

Dzisiaj lęk przed ojcostwem jest często sprowadzany do technikaliów, rzeczy drugorzędnych: nocnego wstawania, przewijania, zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie. Faktycznie, okazuje się, że z tym mama radzi sobie o wiele lepiej. Jednak walka o ojców z krwi i kości toczy się zupełnie gdzie indziej. Jak we wszystkich sferach życia, również w ojcostwie czy szerzej – w byciu rodzicem – sądzę, że chodzi o budowanie więzi, wartościowej relacji na całe życie, chodzi o bezwarunkową, acz wymagającą miłość. Powtórzę się, ale to naprawdę istota rzeczy: jeśli mężczyzna nie będzie znał swojej tożsamości, czyli nie będzie wiedział, czyim jest synem, mężem, i co z tego dla niego wynika, nie będzie dobrym ojcem. Dziecko, obserwując relacje, jakie zachodzą między mamą i tatą, będzie realizowało je w życiu. Jeśli są zakorzenione w miłości, syn będzie kochał swoją dziewczynę (później żonę), córka z kolei nie będzie akceptować niedojrzałych zachowań kolegów i będzie chciała relacji z mężczyzną, który chce kochać aż do śmierci.     
 

Co poradziłby Pan zapracowanym ojcom? Jak Panu udaje się łączyć pracę z wychowaniem dzieci?

Mniej pracować (śmiech). Naprawdę nie mam innej recepty na nieobecność ojców. Tak, to często wiąże się z wyrzeczeniem, bo przecież zarobić na dom trzeba, ale zysk w postaci silnej więzi z dziećmi jest nieporównywalnie większy. Zbyt często spotykamy się z historiami dzieci, które miały na wszystko, ale nie miały taty. Ja sam dziękuję Bogu, że moja praca pozwala mi na to, by względnie dużo czasu spędzać z dziećmi. Ciągle się tego uczę, ale jestem przekonany, że tata obecny to tata, który razem z dziećmi bawi się, wygłupia, dużo im czyta, śpiewa, inicjuje zabawę, opowiada historie, modli się, angażuje. Staram się być w stosunku do dzieci proaktywny. Przebywanie w jednym pomieszczeniu to nie to samo co obecność.

Czy jest coś, czego obawia się Pan jako rodzic?

Tego, że nie nadążę za zmianami we współczesnym świecie. Rodzic powinien znać zagrożenia, które mogą wyrządzić krzywdę jego dzieciom. Nie tyle po to, by je eliminować – bo to często walka z wiatrakami – ile po to, by móc wejść w dialog. Bywa, że rodzice przegrywają relacje z dziećmi właśnie dlatego, że nie chcą słuchać o tym, czym one żyją. A powinni. Właśnie tego się obawiam. Może jeszcze bólu z powodu odrzucenia wartości w okresie nastoletniego buntu.
 

Nawet najlepszy rodzic czasem popełnia błędy. Jakich błędów na pewno chciałby Pan uniknąć?

Proszę Boga o to, bym nigdy nie zapominał, że władza to nie panowanie, a służba. Jeśli już mówimy o panowaniu, to tylko nad sobą samym. Sądzę, że największą słabością ojców nie jest samo popełnianie błędów, ale brak skruchy i przyznawania się do nich. Jeśli nie pozwolimy, by nam przebaczono, nie będziemy potrafili przebaczać.

 

Dzieci potrafią Pana rozbroić? Zdarza się Panu ulegać czy jednak stara się Pan być konsekwentny?

Wiek moich dzieci sprawia, że takowe dylematy dopiero zaczynają się pojawiać (śmiech). Jestem jednak zdania, że prawdziwą siłą rodzica nie jest bycie konsekwentnym. To oczywiście podstawa wychowania, ale jest coś ważniejszego. Największą siłą rodzica jest umiejętność rozbrajania dzieci – szczególnie wtedy, kiedy nie są w stanie poradzić sobie z własnymi emocjami, towarzyszenie im, wsparcie, które wypływa wprost z silnej więzi.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK