Wywiady
nr 7-8 (133-134) wakacje 2018

Mam córkę i dwóch synów. Oczywiście, że muszę znaleźć czas na rozmowę z każdym z nich. Moja córka jest już dorosła, wyszła za mąż. Mamy świetne relacje.

Ewelina Gładysz

Sukces taty? Wierzące dzieci

O miłości do żony, o tym, co jest najważniejsze w byciu ojcem, i jak znaleźć czas dla rodziny w zabieganym świecie, opowiada mim i aktor Ireneusz Krosny.

 

Dlaczego zdecydował się Pan wesprzeć kampanię promującą ojcostwo „Tato.net”?

Ireneusz Krosny: Uważam, że największy problem w rodzinach mamy teraz z mężczyznami, z ojcami, którzy nie są w stanie dotrzymać danych obietnic. Gdyby mężczyźni byli dziś tacy jak 50-60 lat temu, mielibyśmy zdecydowanie mniej rozwodów i wolnych związków.

 

Tacy jak 50 lat temu? To znaczy: jacy?

Dziś obserwuję, jak mężczyźni unikają prawdziwej odpowiedzialności za rodzinę. Żyją w wolnych związkach, boją się zobowiązań, nie myślą o dzieciach. Gdy pojawiają się problemy, mężczyźni coraz częściej uciekają. Statystyki mówią same za siebie: rośnie liczba rozwodów, wolnych związków, znikają prawdziwe zobowiązania. Ojcowie coraz częściej zostawiają niepełnosprawne dzieci. Gdy one się rodzą i żona najbardziej potrzebuje pomocy męża, wielu z nich po prostu opuszcza rodzinę.

 

Co jest dla Pana najważniejsze w byciu tatą?

Miłość do żony. Choć brzmi to dziwnie, myślę, że ta relacja jest pierwsza i najważniejsza. Na niej budujemy miłość do dzieci, nie na tym, że zarabiamy i utrzymujemy rodzinę. To są sprawy ważne, ale drugorzędne. Wszyscy znamy bogate i nieszczęśliwe rodziny. Kolejna ważna sprawa to poczucie bezpieczeństwa bliskich wyrażone w słowach: „Kocham was. Jestem z wami. Zawsze możecie na mnie liczyć”. Mężczyzna powinien być kotwicą dla domu.

 

A Pan jak buduje poczucie bezpieczeństwa w rodzinie?

Tak, jak wspomniałem: poprzez budowanie relacji. Trzeba mieć dla bliskich czas, rozmawiać z nimi. Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu wiem, jak ważne są też gesty, mowa ciała. Dziecko musi być przytulane, to buduje bliskość. Tego nie zastąpią Skype, Facebook ani inne media. Niestety, kiedy tata wyjeżdża za granicę do pracy, a dzieci widują go tylko na ekranie, szanse na zbudowanie prawdziwej bliskości maleją. Tato przez ekran nie przytuli, nie ucałuje. W tej relacji będzie zawsze jakiś niedosyt, rozczarowanie, choćby nawet podświadome. Gdyby zresztą relacja tego mężczyzny z żoną była na pierwszym miejscu, oboje zrozumieliby, że nie pieniądze są najważniejsze dla ich rodziny. I być może lepiej mieć mniej, ale być razem.

 

Podobno ogranicza Pan liczbę dni pracy w ciągu miesiąca, by mieć czas dla rodziny.

Tak, moja praca to zwykle dalekie wyjazdy. Dlatego 14 dni w miesiącu pracuję, resztę czasu spędzam w domu. To system, który w naszej rodzinie świetnie sprawdza się od prawie dwudziestu lat. Oczywiście to 14 dni w sumie w jednym miesiącu, a nie 14 dni z rzędu.

 

Dla każdego ze swoich dzieci znajduje Pan czas?

Mam córkę i dwóch synów. Oczywiście, że muszę znaleźć czas na rozmowę z każdym z nich. Moja córka jest już dorosła, wyszła za mąż. Mamy świetne relacje. Ostatnio narodziła się nawet nowa tradycja. Odwiedzamy ich, modlimy się wspólnie, a potem organizujemy wieczorek rozrywkowy i np. gramy, oglądamy filmy, które córka chciałaby nam pokazać. To głęboka relacja, przyjaźń, miłość. Jestem szczęśliwy, że udało nam się ją tak zbudować.

 

Synowie są młodsi?

Tak. 19-latek i 15-latek, którzy oczywiście nadal mieszkają z nami.

 

Nastolatki. Czy mają problem z przytulaniem?

To jest konieczne (śmiech). Nawet gdy się wzbraniają, bo to też normalne w pewnym wieku, nadal potrzebują przytulania zarówno ze strony taty, jak i mamy. I słyszą od nas: „Kocham cię, synu”. To ważne słowa.

 

Gdy zaczynał Pan przygodę z byciem mimem, rodzice nie byli zachwyceni...

To prawda. Wówczas w Polsce teatry strajkowały, domagały się pieniędzy od rządu. Rodzice martwili się, że bycie mimem jest prostą drogą do ubóstwa. Było w tym sporo prawdy. Kiedy zaczynałem pracę w zawodzie mima, trudno było związać koniec z końcem. Po trzech latach życia na krawędzi zdarzył się ogólnopolski festiwal kabaretowy w Lidzbarku Warmińskim, który wygrałem. Był to przełom.

 

Ale jak rodzice reagowali na samą Pana pasję? Interesuje mnie też, jak Pan wspiera swoje dzieci w realizacji ich hobby.

W domu rodzinnym miałem dużo wolności. Rodzice wypowiadali się na temat moich pomysłów, ale pozwalali mi działać. Podobnie postępuję w stosunku do moich dzieci. Oczywiście, gdyby wybierały źle, gdyby działały w sposób szkodliwy dla siebie, trzeba działać. To też rola ojca.

Dziecku trzeba towarzyszyć w jego pasjach. Moja córka przeżywała duży zachwyt muzyką. Dziś ta pasja jest zdecydowanie mniejsza, ale córka nauczyła się grać na instrumentach, skończyła szkołę muzyczną. Zamiłowanie do muzyki, choć nie przerodziło się w nic więcej, wzbogaciło jej życie. Dziś córka kończy anglistykę i pisze książkę. Ma swoje marzenia, które – mam nadzieję – się spełnią.

 

Jak wychowuje Pan dzieci, jeśli chodzi o kwestie wiary?

Bardzo mnie cieszy, że córka jest religijna. Jako ojciec czuję, że udało mi się przekazać jej to, co i dla mnie ważne. Myślę, że u chłopców wygląda to podobnie. Najważniejszy jest przykład w domu. Dawanie świadectwa osobistej relacji z Panem Bogiem. Z żoną angażujemy się w sprawy naszej parafii. Tu też powraca kwestia czasu. Trzeba go mieć, by usiąść z dziećmi i porozmawiać, bo przychodzi moment, kiedy zadają dużo pytań. Wtedy nie można ich zostawić, trzeba pomóc zrozumieć świat, poukładać pewne sprawy.

 

Kilkakrotnie podkreślił Pan, że ważna jest relacja między małżonkami. Jak Pan o nią dba?

Poznaliśmy się z żoną w teatrze pantomimy. Jesteśmy już 26 lat po ślubie i nadal najważniejsze w tej relacji są miłość i bycie ze sobą. Kiedyś chodziliśmy w góry, potem do kina, ale grali coraz mniej ciekawe filmy. Teraz zimą spacerujemy, a latem, wiosną, jesienią jeździmy na rowerach. Relacja potrzebuje czasu spędzonego razem. Tego nie da się niczym zastąpić, żadnym zapewnieniem typu: przecież wiadomo, że się kochamy.

 

Plany rodzinne, zawodowe?

Chciałbym, by moje dzieci, kiedy osiągną tzw. dorosłość, były osobami wierzącymi. Uznam to za mój ojcowski sukces. Oczywiście chciałbym również, by poradziły sobie życiowo, i wierzę, że tak będzie. Jednak myślę, że przekazanie wiary jest kluczem do szczęścia. Jeżeli moje dzieci będą miały w sercu Pana Boga, będą blisko Niego, On doprowadzi je do szczęścia. Przekazanie wiary jest najważniejszym zadaniem rodzica. Zależy mi też na tym, by przygotować ich do miłości odpowiedzialnej. By wiedzieli, że mogą się z kimś związać, że ten związek jest na całe życie, na dobre i na złe, i by byli gotowi o niego walczyć. Będzie to czasem kosztowało jakiś trud, poświęcenie. Chciałbym, by wiedzieli, że warto.

Zawodowo? Chciałbym, by zdrowie pozwalało mi na kontynuowanie pracy na scenie. Chcę pracować. Dawać ludziom radość. To najpiękniejsze w zawodzie mima.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK