Wywiady
nr 9 (159) wrzesień 2020

Serce matki przygarnia, koi, broni, tuli,
a z drugiej strony pozwala dzieciom rozwinąć skrzydła
i w pewnym momencie odejść. To jedna z najtrudniejszych prób, które każda matka – czy to naturalna, czy duchowa 
– przeżywa mówi s. Anna Maria Pudełko.

Sylwia Środa

Nie wszystko da się wytłumaczyć miłością

 Dlaczego rodzice wtrącają się w życie dorosłych dzieci, reagują alergicznie na poważne znajomości? Bywa, że swoją nadopiekuńczością doprowadzają nawet do rozwodów.

s. Anna Maria Pudełko AP: Jeśli relacja rodzic-dziecko jest autentyczna, wtedy rodzic nie powinien czuć zagrożenia, że ktoś nowy staje się ważny w życiu dziecka. Wręcz dumą rodzica powinno być to, że wychował dziecko do samodzielności i odpowiedzialności za własne wybory. Jeśli te relacje są szybkie i powierzchowne, rodzic może czuć się odstawiony na bocznicę. Relacje ciągle są nienasycone. Rodzą się trudne sytuacje.
 

Codzienne telefony, kontrola i wzbudzanie poczucia winy w dziecku, że zostawia rodzica, nie interesuje się.

To może też wynikać z potrzeby kontaktu. Rodzice się starzeją, tracą życiowe poczucie bezpieczeństwa. Bywa, że u starszych osób pojawiają się zmiany chorobowe. Rodzic, który był nadopiekuńczy w młodości, na starość może być bardzo inwazyjny, bo te stany zaostrzają się z wiekiem. Ważne, by takiemu rodzicowi nie okazywać pogardy, wrogości. To rani. Ale wiem, że czasami można stracić cierpliwość. Znam takie historie, że 30-, 40-letnim kobietom mamy tłumaczą, jak powinny wychowywać własne dzieci, jak urządzić dom.

 

Właśnie, i co wtedy? Rzucać słuchawką? Zrywać kontakty?

Próbować spokojnie rozmawiać, tłumaczyć. Można powiedzieć: „Mamo, ty tyle rzeczy sama robiłaś w moim wieku. Pozwól, że ja teraz będę to robiła”. Trwać spokojnie przy wytyczonej przez siebie granicy. Nawet podziękować za troskę, żeby rodzice nie czuli odrzucenia: „Doceniam twoje zainteresowanie, doceniam chęć pomocy i wsparcia, ale to nie znaczy, że wybieram twoje sposoby rozwiązywania moich sytuacji, że się z nimi zgadzam”.
 

A co z codziennymi telefonami?

Starać się wytyczyć granicę: „Dobrze, mamo, ja zapytam, jak ty się czujesz, co u ciebie. Wygospodaruję ci pół godziny w ciągu tygodnia. Ty mi opowiesz o wszystkim, co chcesz, ja opowiem ci tylko to, co ja chcę. Bez szczegółowych informacji o mojej rodzinie, bo one nie są ci potrzebne”. To wielka szkoła życia, żeby umieć podzielić się sobą, ale nie wpuszczać tam, gdzie rodzic nie ma już prawa wchodzić. Jeśli tę granicę uda nam się ustalić, to będzie nasz wielki sukces.

Najgorsze są sytuacje, kiedy ta psychiczna pępowina między dorosłym dzieckiem a rodzicem nie jest przecięta i tworzą się trójkąty. Córka skarży mamie na męża. Syn donosi na żonę… Jeśli nie wytyczy się mądrze granic, można zniszczyć najlepsze małżeństwo. I o tym mówi nam Księga Rodzaju na samym początku: „Opuści mąż ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną tak ściśle, że będą oboje jednym ciałem”. Czyli, żeby założyć nową rodzinę, pewne zależności trzeba zakończyć. To nie znaczy, że nie ma wdzięczności, miłości, pamięci, ale tę przestrzeń intymności rodzinnej należy chronić.
 

To trudne, jeśli młodzi mieszkają razem z rodzicami.

Dlatego jestem za tym, na ile to oczywiście możliwe, aby młodzi mieszkali osobno. Oni i tak już w swój nowy związek wnoszą własne doświadczenia. Te dobre chcą zachować, ale wady i naleciałości chcą zmieniać, chcą z nimi walczyć, chcą wybierać inaczej. Dlatego trzeba dać im tę przestrzeń. Relacja małżeńska jest najważniejsza. Kolejna to relacja rodzicielska. I tu też ważna uwaga: o wychowaniu dzieci decydują rodzice, nie dziadkowie. Dopiero trzecia relacja to relacja z dziadkami. To jest właściwa hierarchia.

 

Rodzice często tłumaczą dorosłemu dziecku: „Troszczę się o ciebie, martwię, pytam, co u ciebie, bo cię kocham”.

Ale to nie jest miłość. Nie wszystko da się nią wytłumaczyć. Miłość to wolność i odpowiedzialność. Dziecku trzeba dać wolność, ale trzeba też przygotować je do życiowej odpowiedzialności. To najlepszy sposób, by dobrze się rozwijało. Rodzic powinien pełnić w życiu dorosłego dziecka rolę mentora. Jeśli dziecko chce się skonsultować, skonfrontować, to ja jestem. Jeśli nie, to daję mu przestrzeń. Chyba że dzieje się coś bardzo niepokojącego, wtedy mogę powiedzieć: „Synu, córko, niepokoi mnie ta sytuacja, nie rozumiem twoich decyzji i to ci sygnalizuję”. Czyli mówię o tym, ale nie mogę ingerować w wolność drugiego człowieka. Pewne wybory dorosłego dziecka trzeba uszanować. Sam Bóg Ojciec szanuje naszą wolność. Jednak nie przestaje dawać nam swojej łaski, nie przestaje nas zapraszać do nawrócenia i do pogłębiania więzi z Nim, ale nie ciągnie nas na siłę.

 

Jak zaborcza mama.

Tak. Jeśli mama staje się zaborcza, manipuluje, to wyrządza ogromną krzywdę. Jej dziecku będzie trudno znaleźć męża czy żonę, bo cały czas będzie miało poczucie winy, że opuści mamę, że mamie coś się stanie. Trzeba pielęgnować to, co w naszym sercu jest autentycznie macierzyńskie. Serce matki przygarnia, koi, broni, tuli, a z drugiej strony pozwala dzieciom rozwinąć skrzydła i w pewnym momencie odejść. To jedna z najtrudniejszych prób, które każda matka – czy to naturalna, czy duchowa – przeżywa. I to od matki zależy, czym wypełni to puste gniazdo, by życie dalej miało sens. Doświadczenie zdobyte w wychowywaniu dzieci, w pielęgnowaniu relacji można dalej pomnażać, tylko w innej formie. Jest wiele przestrzeni, m.in. wolontariat, w które można się zaangażować, żeby poczuć się potrzebną. 

 

s. Anna Maria Pudełko AP - Apostolinka z Instytutu Królowej Apostołów dla Powołań, psychopedagog

powołania. Wykłada w Wyższym Seminarium Duchownym w Łowiczu. Współpracuje ze Szkołą Formatorek Zakonnych przy Centrum Formacji Duchowej w Trzebini. Prowadzi rekolekcje, wykłady i warsztaty dla osób konsekrowanych, kapłanów i małżonków.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK