Wywiady
nr 9 (135) wrzesień 2018

Chce, aby zespół dawał przykład swoim życiem, żeby wielbił Boga, żebyśmy byli prawdziwymi świadkami Jezusa.

Przemysław Radzyński

Naszą menadżerką jest Matka Boża

„Powiedzieliśmy sobie, że będziemy głosić orędzie pojednania i pokoju Matki Bożej z La Salette” – mówi Paweł Pawlina, założyciel zespołu „Matula”. Grają w nim i śpiewają jego trzy córki.

 

Jakie miałeś marzenia o swojej przyszłej rodzinie jako nastolatek?

PAWEŁ PAWLINA: Wychowałem się w rozbitej rodzinie. Tata zostawił mamę, mnie i moją siostrę, gdy miałem cztery lata. Taki stan rodziny nie napawał optymizmem i nie był dobrym przykładem. Mimo to obraz mojej przyszłej rodziny był jasny i klarowny: musi być normalnie, rodzice i dzieci, żadne luźne związki, wynaturzenia i dziwactwa.

 

Spełniło się?

Prawie 26 lat temu ślubowaliśmy sobie z Anią miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz trwanie razem do końca mimo trudności. Mamy wspaniałe dzieci: Anetkę, Marysię, Agatkę, Maksymiliana i Alberta.

 

Należycie z żoną do Domowego Kościoła.

W dzisiejszych czasach, by dobrze funkcjonować i się nie pogubić, warto mieć grupę ludzi, która podobnie żyje i myśli. Dlatego wstąpiliśmy do Domowego Kościoła, ruchu wywodzącego się z Oazy Nowego Życia. Raz w miesiącu spotykamy się z piątką innych małżeństw. Towarzyszy nam kapłan. Modlimy się, dzielimy się życiem i omawiamy wybrany temat formacyjny. Do tego dochodzą rekolekcje i różne posługi w Ruchu Światło-Życie.

 

Jakie to ma znaczenie dla Waszego małżeństwa?

Bycie w Domowym Kościele pomaga nam odkrywać ciągle i na nowo dar sakramentu małżeństwa. Uczymy się razem modlić i być lepszymi rodzicami dla naszych dzieci. Odkrywamy wolę Boga względem nas, to, co ma nam do zaoferowania, i to, jak Mu na nas zależy.

Przykład? Właśnie jesteśmy na rekolekcjach, których nie planowaliśmy. Ośrodek nad samym morzem, miejsce bardzo atrakcyjne, dlatego trzeba się zapisywać z co najmniej rocznym wyprzedzeniem. Pan Bóg upomniał się o nas dwa tygodnie wcześniej. Znalazło się miejsce na rekolekcjach i bez problemu udało się załatwić wolne w pracy. Trzeba zaufać – tak jak śpiewamy w naszej najnowszej piosence: „Zaufaj Mu, wstań i idź”.

 

Jak życie we wspólnocie wpłynęło na całą Waszą rodzinę?

Rodzinna modlitwa przed posiłkiem i codzienne staranie się o to, aby łączyć, a nie dzielić, i czerpać radość z bycia dużą rodziną. Ufając, że wspólnota jest dobra, staraliśmy się też pokierować nasze dzieci tą drogą. Dwie najstarsze córki są w Saletyńskiej Szkole Nowej Ewangelizacji, Agata w Oazie Nowego Życia, a chłopaki jeszcze dorastają (śmiech).

 

Skąd pomysł na założenie „Matuli”?

10 lat temu na potrzeby dnia skupienia Domowego Kościoła powstał zespół muzyczny. Zaprosiliśmy z Anią kilka osób, aby pośpiewać. Bez większych planów na przyszłość. No, może mieliśmy nadzieję, że będzie to zespół Domowego Kościoła i że będziemy „obstawiać” różne uroczystości. Jednak jakoś to w tym kierunku nie poszło – graliśmy, skład się zmieniał, aż powstał pomysł, żeby tworzyć własną muzykę. Naszą bazą od początku byli saletyni w Krakowie, a naszą „menadżerką” została Matka Boża Saletyńska.

 

To znaczy?

Przy okazji powstawania naszej pierwszej płyty powiedzieliśmy sobie, że będziemy głosić orędzie pojednania i pokoju Matki Bożej z La Salette i wzywać ludzi do nawrócenia. Po wewnętrznych rekolekcjach zespołu oddaliśmy projekt „Matula” w Jej ręce. Nasz opiekun duchowy wprowadził część z nas do Saletyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji. Tak rozpoczęła się nasza przygoda z nową ewangelizacją.

 

Mówisz o charyzmacie pojednania. Znacie owoce swojej działalności?

Wiemy o jednym małżeństwie żyjącym na krawędzi rozpadu, że po naszej ewangelizacji zaczęło od nowa wspólne życie. Po koncercie z modlitwą na Przystanku Jezus jedna dziewczyna została uwolniona ze swoich nałogów. Takich przypadków znamy kilka.

 

W zespole są wszystkie Twoje córki.

To niezwykle ciekawe doświadczenie. One są wykształcone muzycznie, a tylko ja jestem zwykłym artystą (śmiech). To jednak nie przeszkadza w tworzeniu na chwałę Boga.

 

Ewangelizowanie przez muzykę zbliża Was jako rodzinę?

Rodzinne działania muzyczne to przede wszystkim okres kolędowy, gdy śpiewamy razem, oraz przygotowanie oprawy muzycznej na Triduum Paschalne. Jest to kapitalny czas bycia ze sobą. Spędzamy wiele godzin na wspólnych próbach. W zespole modlimy się, kłócimy, śmiejemy, płaczemy – samo życie.

 

O co najczęściej się spieracie i jak się godzicie? Powinniście świecić przykładem, skoro realizujecie charyzmat pojednania (śmiech).

Trudne pytanie (śmiech). Mamy pretensje, gdy ktoś czegoś nie zrobił, a miał wyznaczone takie zadanie, ale spieramy się też o zwyczajne sprawy zespołu – jak ma wyglądać okładka płyty, plakat, forma utworu itp. Aby to pogodzić i wypracować ostateczną wersję, ktoś musi odpuścić, a później temat jeszcze omodlić. Najtrudniej zrezygnować ze swojego pomysłu dla dobra całości. Nasza natura jest ułomna, a szatan zawsze chce namieszać, skłócić – szczególnie gdy powstaje coś dobrego na chwałę Boga.

 

Doświadczyliście tego przy produkcji swojej trzeciej płyty.

Kiedy nagrywaliśmy „Serce z ciała”, rzeczywiście nie było spokoju. Dopiero gdy oddaliśmy projekt całkowicie Bogu, to ruszyło. Powstała płyta do autoewangelizacji. Słuchając jej, każdy ochrzczony może przyjąć Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela.

 

Twoja żona nie gra i nie śpiewa z Wami. Jaka jest jej rola?

Ania wspiera, jak może i ile jest w stanie wytrzymać, bo ustalenia zespołowe przenosimy na grunt domowy i różnie to wychodzi. Jeżeli nie ma zgody wszystkich w danej kwestii, z reguły jest dym. Przeszkadza jej, że się kłócimy. Chce, aby zespół dawał przykład swoim życiem, żeby wielbił Boga, żebyśmy byli prawdziwymi świadkami Jezusa.

 

Co uważasz za największe sukcesy zespołu?

To, że trwamy, że są osoby, które przy naszej pomocy się nawracają, a nam dalej chce się to robić i wierzymy, że to jest potrzebne. Z takich przyziemnych rzeczy to trzy płyty, kilka teledysków, rozpoznawalność w mediach katolickich.

 

O czym teraz marzysz?

Żeby obudzić się z niedzielnego katolicyzmu i nie poddać się zeświecczeniu, ale z mocą głosić Jezusa. Chciałbym, żebyśmy grali jeszcze więcej wielbień i koncertów ewangelizacyjnych.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK