Świadectwo
nr 9 (75) WRZESIEŃ 2013

„Boże, ratuj mnie przed moją własną nienawiścią i pogardą – modliłam się, gdy miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami. – Daj mi Twoją miłość do niego”.

Małgorzata

Jestem żoną alkoholika

Jestem szczęśliwą kobietą, żoną alkoholika. To, że nie zgorzkniałam, zawdzięczam Bogu. Choroba małżonka jest bardzo trudna dla życia emocjonalnego i duchowego rodziny. Trudno być porządną rodziną chrześcijańską w takich okolicznościach. Sama odpowiadałam za wychowanie religijne dzieci. Sama uczyłam je modlitwy i sama chodziłam z nimi do kościoła. 

Bywało bardzo ciężko i nieraz płakałam do poduszki, zwłaszcza że mąż ma trudny charakter i łatwo traci panowanie nad sobą. W pewnym momencie moja ludzka miłość i cierpliwość do niego wypaliły się. „Boże, ratuj mnie przed moją własną nienawiścią i pogardą – modliłam się, gdy miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami. – Daj mi Twoją miłość do niego”. Bóg stopniowo wyciszał moje serce i wlewał w nie pokój pomimo wszystko. Im więcej mój mąż pił, tym więcej się za niego modliłam. W domu modliłam się sama lub z dziećmi. Błagałam, aby Bóg zabierał ode mnie ducha smutku i przygnębienia, aby uchronił od takiego ducha moje dzieci. 

– Mamo, tata znów się upił – mówiły po raz kilkusetny dzieci. – On jest zły. 

– Tak, tata znowu sięgnął po alkohol. Jest słaby, bardzo słaby, ale on nas kocha. Zobaczcie, jak troszczy się o nas. Każdy z nas ma jakąś słabość i żeby ją pokonać, musi prosić o pomoc Pana Jezusa, inaczej sobie z nią nie poradzi – tłumaczyłam. 

Dziś mąż nie przeklina, nie krzyczy. Czasem pójdzie z nami do kościoła. Mówi coraz bardziej ludzkim językiem. Ostatnio poszedł do spowiedzi po kilkunastu latach. Wciąż zdarza mu się wrócić do domu wieczorem na chwiejnych nogach. Ale wie, że jest przez nas kochany i moc naszej modlitwy chroni go przed rozpaczą. 

 

 

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK