Wychowanie
nr.3 (165) marzec 2021

Choć mam dużo więcej lat, ja też przy każdym rachunku sumienia zauważam tę stale skrzypiącą nutę w mojej duszy. Mało siebie oddaję dla relacji. Rzeczy i sprawy pochłaniają mnie niczym gąbka godzina za godziną i minuta za minutą. Tymczasem ja sama mam stale poczucie, że nie mam czasu. A to nieprawda! Po prostu inwestuję go nie tam, gdzie trzeba!

Aneta Wardawy

Nie mam czasu

Dlaczego marnujemy nasz największy dar?

 

Zwrot „nie mam czasu” to jedno z największych kłamstw, w jakie pozwoliliśmy sobie uwierzyć. Już od dziecka promuje się kult pracy i zagonienia. Ci, którzy stale coś robią, są uważani za produktywnych, często bez względu na efekt swoich działań. Człowiekiem sukcesu jest ten, kto jest stale czymś zajęty.

 

Lepiej się nie przyznawaj

Dobry jest lekarz, do którego trudno się dostać. Fryzjer, który nie ma terminów. Matka, która nie ma czasu na wypicie ciepłej herbaty, zatracając się w codziennych obowiązkach. Nauczyciel, który gania z jednej klasy do drugiej bez chwili wytchnienia, co wieczór sprawdzający stosy klasówek i biorący każde zastępstwo. Współczesna kultura promuje niezdrowe podejście do pracy, stawiając ją na szczycie priorytetów życiowych człowieka. Tymczasem człowiek nie żyje, żeby pracować, lecz pracuje, żeby żyć. Praca jest dobra, pożyteczna nie tylko ze względu na poprawę sytuacji finansowej, ale przede wszystkim dlatego, że dobrze robi na ciało i duszę. Sprzyja samodyscyplinie, uporządkowaniu dnia, mobilizacji sił. Dotyczy to zarówno ucznia, który bez zadań się rozleniwia, jak i pracownika biura czy pracownika fizycznego. Nie chodzi jednak absolutnie o pracę ponad siły. Praca powinna być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie, bo kiedy staje się orką, to nawet ta przynosząca dużą satysfakcję czy profity finansowe wypala. To samo tyczy się zajęć pozazawodowych. Mama dbająca o swój odpoczynek, o pójście na kawę z koleżanką czy na siłownię, bo chce i lubi, czy ta znajdująca czas na kino czy manicure była postrzegana jeszcze do niedawna (o radości, pogląd ten dzięki coraz większej rzeszy spełnionych, pewnych siebie mam się zmienia) jako zaniedbująca swoje dzieci i obowiązki domowe. Jako kiepska matka i żona. Bo ma czas. Przecież pracujący uczciwie człowiek nie ma czasu! Jeśli go masz, to albo jesteś leniem, albo coś z tobą nie tak. Lepiej się do tego nie przyznawaj!

 

Ty nim rządzisz

Tymczasem nie jest prawdą, że nie mamy czasu. Tak naprawdę czas jest wszystkim, co mamy. Największym darem, który został nam dany tu, na ziemi. Mamy też pełną wolność w dysponowaniu nim. Bez względu na to, jaka jest nasza pozycja społeczna czy materialna, wszyscy mamy indywidualny zasób czasu. Jedni większy, inni mniejszy, ale mamy. Nasz czas jest też największym podarunkiem, którym możemy obdarować drugą osobę. Żaden prezent materialny nie ma takiej wartości. Pieniądze bywają, za jakiś czas ponownie pojawią się na koncie czy w portfelu. Tymczasem wartość czasu jest bezcenna, bo raz oddany nie wróci do naszej puli życia.

Dlatego tak ważne jest, jak nim dysponujemy. Czy z szaleństwem w oczach i desperacją próbujemy zamienić go na środki materialne, pracując ponad siły, żeby podnieść swój standard życia. Czy pracę potraktujemy raczej jako środek, a czas przeznaczymy na to, co wyda owoc w wieczności – na relacje.

Kilka dni temu Pierworodna przyszła do naszego łóżka i bez zbędnych wstępów oznajmiła:

– Mamo, wiesz co? Wstyd mi.

W takich sytuacjach już nie pytam, nie drążę, tylko czekam, aż temat wypłynie…

– Wstyd mi, bo znowu to zrobiłam. Zamiast znaleźć czas dla Pana Boga w ciągu dnia, z Nim zaczynać dzień i pozwolić Mu sobie towarzyszyć, to ja czekam z modlitwą do wieczora, jak już nie mam sił, i zasypiam, odmawiając bezmyślnie te formułki. I po każdej takiej modlitwie jest mi strasznie wstyd. Bo wiesz, tak sobie myślę, że to strasznie przykre, kiedy Pan Bóg daje ci wszystko, a ty nie masz dla Niego nawet chwili w ciągu dnia i zostawiasz Mu ten byle jaki pacierz na wpół śpiąco pod koniec. Wszystko jest ważniejsze niż On, bo wszystko inne robię w ciągu dnia! A wieczorem? Nawet mycie zębów jest przed modlitwą! A i na książkę jest czas – zakończyła skonsternowana, pocałowała mnie na dobranoc i uciekła do swojego pokoju.

 

Zamień na miłość

„Też tak mam, zupełnie tak samo” – zdążyłam tylko pomyśleć. Choć mam dużo więcej lat, ja też przy każdym rachunku sumienia zauważam tę stale skrzypiącą nutę w mojej duszy. Mało siebie oddaję dla relacji. Rzeczy i sprawy pochłaniają mnie niczym gąbka godzina za godziną i minuta za minutą. Tymczasem ja sama mam stale poczucie, że nie mam czasu. A to nieprawda! Po prostu inwestuję go nie tam, gdzie trzeba! Bo dawanie czasu to inwestycja. Inwestycja w zdobywanie dóbr materialnych albo właśnie w relacje. Z Bogiem i drugim człowiekiem. Inwestując czas, żeby zdobywać pieniądze, wzbogacamy się materialnie, natomiast inwestując go w relacje, pomnażamy miłość.

Ja wciąż uczę się dysponować swoim czasem. Po tym, jak trudne jest dla mnie znalezieniem balansu pomiędzy pracą, obowiązkami, hobby, odpoczynkiem, czasem dla rodziny, przyjaciół, siebie samej i… Boga. Po tym, jak mało mam czasu na modlitwę i chwilę wyciszenia w ciągu dnia i dla przyjaciół (choćby na telefon, nie mówiąc o spotkaniu), wnioskuję, że jeszcze dłuuuga droga przede mną. Ale jestem wdzięczna. Za dar czasu, który został mi dany, a także za świadomość jego drogocenności. I jutro, tuż po przebudzeniu, na nowo wyznaczę sobie priorytety, żeby móc wykorzystać go tak, jak chcę. Bez zbędnego marnotrawstwa. Chcę móc zamienić jak najwięcej tego dobra nie w pieniądze, ale rozdzielić go hojnie pomiędzy „Tego, który dał mi wszystko”, i ludzi, budując piękne, wartościowe relacje. Tak, chcę zamieniać czas mojego życia na miłość.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK