Wychowanie
nr 5 (131) maj 2018

 W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że macierzyństwo stanie się osią mojego życia, że będę w stanie czerpać z niego spełnienie i satysfakcję.

Aneta Wardawy

Urodziłam się w Dzień Matki

Kiedyś moja mama powiedziała, że zabrałam jej święto, bo od czasu moich narodzin rocznica tego wydarzenia wysunęła się w rodzinie na pierwszy plan. Tak było. Jednak jak by na to nie patrzeć, dzięki mojemu pojawieniu się na świecie mogła po raz pierwszy świętować 26 maja ;)

 

Zapytałam Szefa

Nie widziałam się w roli mamy. Kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami na dworze, ja zaszywałam się w pokoju, czytając. Lubiłam ten swój świat i nie zapraszałam do niego wielu osób. Nie miałam pozytywnego obrazu macierzyństwa. Według moich obserwacji było trudem i ciężarem związanym z masą obowiązków. W dodatku społeczna pozycja kobiety, zwłaszcza zostającej w domu z dziećmi, nie była godna pozazdroszczenia. Absolutnie nie brałam tego pod uwagę, planując swoją przyszłość. Zamierzałam skończyć dobre studia, zdobyć intratną pracę i korzystać z życia. Odnieść sukces.

Kiedy piszę te słowa, myślę, że Pan Bóg miał niezły ubaw, widząc moje starania i wysiłki włożone w realizację założonego planu. Gdy byłam mała, usłyszałam z ust babci, że mogę w życiu robić wszystko, ale tylko z Bogiem, bo wtedy zawsze będę szła w dobrą stronę i będę szczęśliwa. Nauczyła mnie modlitwy i powierzania Mu swojego życia. Prosiłam o pomoc w nauce, przy wyborze szkoły, kierunku studiów, prosiłam o dobrego męża, jeśli On chce, żebym wyszła za mąż. Pamiętam szczególnie jednego sylwestra, kiedy zastanawiałam się, czyje zaproszenie przyjąć. Nie mogłam się zdecydować. Poprosiłam babcię o radę, a ona powiedziała ze znaczącym uśmiechem: „Nie mnie pytaj”. Zapytałam więc Szefa ;) Wybrałam, poszłam i podczas tej imprezy poznałam mojego męża. Jak potoczyłoby się moje życie, gdybym poszła na inną zabawę? Nie wiem, ale z perspektywy czasu widzę, że Bóg cały czas był obecny w moim życiu i trzymał rękę na pulsie, nawet kiedy wydawało mi się, że wszystko jest w moich rękach, a ciężar odpowiedzialności przygniatał mnie do ziemi.

To samo tyczy się kierunku studiów, który zainteresował mnie na tyle, że zrezygnowałam z zaplanowanej medycyny. Teraz widzę, jak Pan przygotowywał mnie na to, co dla mnie zaplanował, a na co absolutnie nie było miejsca w moim rozumieniu sukcesu. On wiedział, co mnie uszczęśliwi i co da mi spełnienie, zanim ja nawet o tym pomyślałam. Potem sprawy potoczyły się szybko. Bóg postawił na mojej drodze TEGO człowieka i wszystko zaczęło się zmieniać. Miłość, ślub i niełatwe początki rodzicielstwa.

 

Mali konspiratorzy

Pamiętam rozmowę z koleżanką ze studiów, kiedy mieliśmy już dwójkę malutkich dzieci. Byłam bardzo zmęczona. Studiowałam, zajmowałam się maluchami i stawiałam pierwsze kroki w samodzielnym prowadzeniu domu. Ale byłam szczęśliwa. Czułam, że cała promienieję, myśląc o rychłym powrocie do domu i uściskaniu moich pociech. Powiedziałam jej, że nigdy w życiu nie sądziłam, że coś takiego jak rodzina, opieka nad dziećmi da mi tyle radości. Ona podsumowała to słowami: „Pan Bóg wiedział, co robi. Urodziłaś się w Dzień Matki, to mówi samo za siebie – jesteś urodzoną mamą”. Uśmiałyśmy się serdecznie, ale te słowa wracały. Przypomniałam je sobie przed kolejnym Dniem Matki. Teraz role się odwróciły. Dzień Mamy i moje urodziny to dla naszych dzieci jedna okazja do celebrowania. Patrzę na nie, kiedy w wielkiej konspiracji szykują dla mnie, jak co roku, jakąś niespodziankę, i myślę o tym, jaką drogę przeszłam, żeby być z nimi tu i teraz. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że macierzyństwo stanie się osią mojego życia, że będę w stanie czerpać z niego spełnienie i satysfakcję. Ale powiedziałam: „Tak”. Powtarzałam to wielokrotnie na przełomie lat, zupełnie nie zdając sobie sprawy z powagi tych słów, z tej deklaracji. To było zaproszenie. Patrząc teraz na moje życie, widzę, że Bóg nakierowywał mnie krok po kroku na tę drogę. Przygotowywał mnie.

 

Wyprawka dla dzieci

Staram się pamiętać o tym, obserwując z uwagą nasze dzieci. Moja wizja ich przyszłości prawdopodobnie nijak się ma do tego, co On dla nich szykuje. Chcę, żeby były szczęśliwe, żeby były dobrymi, wartościowymi ludźmi, ale by to osiągnęły, muszę dać im szansę zasmakowania rożnych możliwości. Pozwolić wybierać, nawet kiedy widzę, że po ludzku ten wybór to trafienie jak kulą w płot. Niech próbują, niech szukają. Niech znajdą drogę powołania, którego realizacja pozwoli im rozwinąć w pełni skrzydła. Muszę pamiętać, że celem tej drogi ma być stanie się najlepszą możliwą wersją samego siebie, a nie realizacja mojej rodzicielskiej ambicji czy powszechnie rozumianego sukcesu. Jako rodzice nie możemy być zawsze z nimi, nie mamy wpływu na wszystko, co je spotyka, nie mamy możliwości dokonywać za nie wyborów. Tam, gdzie nas nie ma, jest Bóg. Dobrze Mu zaufać. Mając w pamięci słowa mojej babci, staram się Jemu oddać ich drogę i nie odchodzić od zmysłów, kiedy widzę, jak się na chwilę gubią. Ufam, że On je trzyma i prowadzi jak mnie. Kocha je nawet bardziej niż ja, mama. To, co traktuję jak szczególną „wyprawkę” dla naszych dzieci na całe życie, to zachęta do mówienia Bogu „tak” od najmłodszych lat i nauczenie ich budowania z Nim relacji, bo wtedy zawsze będą miały kogo zapytać o drogę.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK