Nie ma jak u mamy
Mój syn ma już 36 lat i nadal nie myśli o małżeństwie. Martwimy się z mężem o niego. Czy powinniśmy „wypchnąć” go na siłę z domu? Czy pozwolić mieszkać z nami? Czy małżeństwo jest przywilejem czy obowiązkiem człowieka?
Niestety, opisana sytuacja należy do coraz częstszych. W społeczeństwach w miarę rozwiniętych, bogatych spotykamy się ze zjawiskiem, które Włosi nazywają mammonizmem (od słowa mamma – matka). Polega ono na nadmiernym przywiązaniu do rodziców, zwłaszcza matki. Młodzi mężczyźni żyją „na garnuszku” troskliwej matki, nie planując rozpoczęcia samodzielnego życia. Powodem pozostawania w domu rodzinnym jest niestabilność ekonomiczna: kontynuowanie nauki, niemożność znalezienia stałej pracy lub brak własnego mieszkania. Ale bywa, że pretekstem braku samodzielności jest strach przed dorosłością i podjęciem odpowiedzialności za siebie, zwykłe wygodnictwo lub przyzwyczajenie.
Młodzi ludzie często odczuwają lęk przed podejmowaniem zobowiązań (stąd niechęć do zawierania związku małżeńskiego, stałej pracy). Czasami chodzi o wyuczoną bezradność: po co zmieniać cokolwiek, gdy rodzice biorą na siebie ciężar utrzymania dorosłego dziecka i wszystkie inne, nieraz przykre obowiązki? Przecież można prowadzić w miarę wygodne życie. Wielu młodych nie planuje swej przyszłości, wybiera tymczasowe rozwiązania. Ten brak ambicji zawodowych, społecznych czy kulturowych, podszyty niewiarą we własne możliwości, owocuje biernością i zrzucaniem odpowiedzialności na innych. Być może, jest to próba przedłużenia beztroskiej młodości, w której można czerpać korzyści bez własnego zaangażowania.
Jak winni zareagować kochający rodzice, widząc, że syn lub córka lękają się dorosłości? Czy pozwolić im mieszkać razem i ponosić koszty ich utrzymania? Odpowiedź nie jest łatwa. Trzeba przede wszystkim rozeznać przyczyny takiego braku odwagi. Jeśli istnieją rzeczywiste obiektywne przeszkody, rodzice nie powinni naciskać na podjęcie decyzji o wyjściu z domu rodzinnego i rozpoczęciu życia na własny rachunek. Ale i wtedy trzeba wymagać od dorosłego syna lub córki zaangażowania w życie rodziny i nie wyręczać ich w obowiązkach domowych. Jeśli natomiast rodzice widzą, że ich dorosłe dzieci infantylnie podchodzą do życia i egoistycznie myślą, winni pomóc im w usamodzielnieniu się, żądając większej aktywności. W żadnym wypadku nie powinni brać na siebie ciężaru ich utrzymania. Nie chodzi o zawstydzanie lub wypominanie próżnowania i życia na koszt innych, ale o budzenie ambicji i motywowanie planowania życia. Czasami wystarczy szczera rozmowa, która uświadomi dorosłej córce lub synowi, że czas beztroskiego dzieciństwa i dorastania minął. Zasada generalna, jaką winni kierować się kochający rodzice, brzmi: „Wspierać dorosłe dzieci i pomagać im, ale nie zastępować ich w podejmowaniu decyzji życiowych”. Rodzice i dorosłe dzieci mają prawo żyć swoim życiem. Nie można przerzucać na kogoś bliskiego odpowiedzialności za nie.