Historia nieznana
nr 2 (80) LUTY2014

A gdyby tak ten Jan urodził się dwa tysiące lat później, nosił nazwisko Kowalewski i był polskim kryptologiem i gdyby tak właśnie wyglądała sytuacja w sztabie Tuchaczewskiego w sierpniu 1920 roku?

Andrzej Łukasiak

Cud Ewangelii

Zagłuszający łączność sowiecką nadawany przez dwie doby tekst Ewangelii św. Jana powstrzymał czerwone hordy przed zalaniem Europy w 1920 roku. Stał za tym polski kryptolog Jan Kowalewski.


– „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” – radiooperator przetarł oczy, czytając tekst z paska radiostacji.

– Niczewo nie panimaju! W kibini matier! – czerwony na twarzy oficer łączności starał się nie patrzeć w oczy komisarza Tuchaczewskiego.

– „Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” – na pasku depeszy pojawiały się kolejne słowa Ewangelii.

Tuchaczewski nie wytrzymał i zerwawszy słuchawki z głowy swojego oficera, jął zapamiętale grzmocić pięścią w urządzenie.

– Chaczu gawarit’ sa Stalinom! Sa Stalinom!!! – ryknął.

– „W Nim było życie – pasek znowu ożył – a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię”.

A gdyby tak ten Jan urodził się dwa tysiące lat później, nosił nazwisko Kowalewski i był polskim kryptologiem i gdyby tak właśnie wyglądała sytuacja w sztabie Tuchaczewskiego w sierpniu 1920 roku? Gdyby ów dowódca Frontu Zachodniego próbował porozumieć się ze Stalinem, by skoordynować działania dwu wielkich armii sowieckich, a z odbiorniki jego radiostacji nieprzerwanie przez 48 godzin wystukiwały słowa Ewangelii według św. Jana? Historia nie lubi „gdybania”. To informacje polskiego radiowywiadu zorganizowanego przez Jana Kowalewskiego miały bezwzględnie rozstrzygający wpływ na decyzje strategiczne Józefa Piłsudskiego dotyczące bitwy warszawskiej, a zagłuszający łączność sowiecką nadawany przez dwie doby tekst Ewangelii św. Jana sprawił ów Cud na Wisłą i powstrzymał czerwone hordy barbarzyńców przed zalaniem Europy.

 

Genialny amator

Jan Kowalewski urodził się 23 października 1892 roku w Łodzi. Start w tym mieście wielkich szans, pałaców i kapitału miała mu zapewnić Szkoła Handlowa Zgromadzenia Kupców, po zakończeniu której studiował na uniwersytecie w Liège (w latach 1909-1913), otrzymując dyplom z chemii technicznej. Po wybuchu wielkiej wojny zmobilizowano go do wojsk inżynieryjnych armii rosyjskiej. Z racji doskonałej znajomości rosyjskiego, niemieckiego i francuskiego trafił do jednostki łączności, a po upadku caratu w wyniku rewolucji lutowej – do II Korpusu Polskiego. Był oficerem Polskiej Organizacji Wojskowej i szefem wywiadu 4 Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego, przede wszystkim zaś genialnym analitykiem i organizatorem, dla którego prócz wolnej Polski zawsze liczyły się tylko wyobraźnia i zamiłowanie do matematyki. Po powrocie do niepodległej już Polski w maju 1919 roku stworzył Wydział II Radiowywiadu Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa i kierował nim. Pierwszym sukcesem kryptoanalityka-amatora było złamanie sowieckiego szyfru o nazwie „Delegat”. Umożliwiło to odczytywanie korespondencji bolszewickiej ze wszystkich frontów wojny domowej na Ukrainie, w południowej Rosji i na Kaukazie. Jan Kowalewski złamał także szyfry używane przez Armię Ochotniczą gen. Antona Denikina i „białą” Flotę Czarnomorską oraz te stosowane przez Armię Ukraińskiej Republiki Ludowej (Naddnieprzańskiej). Polski wywiad mógł więc śledzić teraz wydarzenia na rozległych terenach Rosji od Syberii po Piotrogród i od Murmańska po Morze Czarne.

 

Pomagał Japończykom

Dzięki możliwości czytania sowieckich depesz naczelnik Piłsudski doskonale orientował się zatem w ruchach wojsk i rozmieszczeniu i potrzebach jednostek wroga, prowadząc wojnę „bolszewicką”, a przejęcie jednej z bolszewickich radiostacji podczas bitwy warszawskiej pozwoliło zagłuszyć wszelkie depesze wroga słowami Ewangelii według św. Jana. „(…) nieprzyjaciel sam informował dokładnie nasze dowództwo o swym stanie moralnym i materialnym – pisał w 1928 roku o pracy polskiego radiowywiadu w wojnie z Rosją sowiecką Mieczysław Ścieżyński – o swych stanach liczebnych i stratach, o swych ruchach, o osiągniętych zwycięstwach i poniesionych klęskach, o swych zamiarach i rozkazach, o miejscu postoju swych dowództw i rejonach dyslokacyjnych swych dywizji, brygad i pułków”.

Swoje umiejętności Jan Kowalewski oddał też Polsce w III powstaniu śląskim w roku 1921, przyczyniając się do włączenia części Górnego Śląska do macierzy, za co uhonorowano go Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari. W tym samym roku pojechał do Japonii i za przeprowadzenie trzymiesięcznego kursu dla japońskich kryptologów w odczytywaniu sowieckich szyfrów cesarz udekorował go najwyższym wojskowym odznaczeniem Japonii – Orderem Wschodzącego Słońca.

 

Wróg Rosji

W Moskwie w latach 1928-1933 Kowalewski był attaché wojskowym Rzeczypospolitej. Uznany za persona non grata, trafił do Bukaresztu.

To on poinformował Londyn o planowanym na 20-25 czerwca 1941 roku niemieckim ataku na Związek Sowiecki. Sprzedany przez sojuszników Jan Kowalewski został odwołany z placówki w Lizbonie na kategoryczne żądanie samego Stalina, który imiennie wymienił go jako wroga interesów Rosji Sowieckiej.

Po wojnie Jan Kowalewski pozostał na emigracji w Londynie, wydając miesięcznik „East Europe and Soviet Russia” i współpracując z Radiem Wolna Europa.

„Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał”.

By je poznać, trzeba było najpierw złamać szyfr.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK