Historia nieznana
nr 5 (71) MAJ 2013

W egzemplarzu Pisma Świętego państwa Ulmów, zamordowanych wraz z siedmiorgiem malutkich dzieci rankiem 24 marca 1944 roku za ukrywanie Żydów, znaleziono podkreślone zdanie: „Albowiem jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż byście mieli za to zapłatę?”.

Andrzej Łukasiak

Mieli odwagę pomóc

Pewnego dnia słotną jesienią 1942 roku – najczarniejszego i najbardziej beznadziejnego roku okupacji – do drzwi domu państwa Ulmów w podłańcuckiej wsi Markowa zapukały o zmroku ich wylęknione sąsiadki Gołda i Layka Goldman ze swoją małą córką, prosząc o wiele… o bardzo wiele… o życie. Pani Wiktoria i pan Józef Ulmowie bez wahania udzielili im schronienia.

 

ŻYDZI
Wkrótce przyjęli też pod swój dach pięciu innych Żydów: starego ojca i czterech synów z rodziny Szallów – uciekinierów z Łańcuta. Ulmowie kilka miesięcy wcześniej na własne oczy widzieli, jak na sąsiedniej parceli Niemcy „rozwiązują kwestię żydowską”, rozstrzeliwując kilkudziesięciu ich sąsiadów i znajomych z Markowej i okolic. Znali też rozporządzenie gubernatora Hansa Franka z 12 października 1939 roku, w myśl którego za pomoc udzieloną Żydowi każdy Polak oraz cała jego rodzina mieli zostać ukarani śmiercią. Polska była jedynym krajem Europy, gdzie ukrywanie Żydów karano śmiercią całych rodzin. 

 

ZDRADA
Pan Józef Ulma urodzony w 1900 roku znany był doskonale w całej wsi.
Ukończył cztery klasy szkoły powszechnej, a następnie kurs rolniczy w Pilźnie. Dużo czytał, prenumerował gazety, publikował też własne artykuły, a nade wszystko lubił fotografować. Prowadził szkółkę drzew owocowych, jako pierwszy we wsi wprowadził do gospodarstwa elektryczność, zbudował mały wiatraczek, który zasilał żarówkę, był uznanym w okolicy pszczelarzem. A jego hodowla jedwabników zainteresowała nawet księcia Andrzeja Lubomirskiego, który odwiedził gospodarstwo Ulmów, by obejrzeć larwy i drzewa morwowe. Pan Józef angażował się w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, później działał w Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”.

Wybranką jego serca została o dwanaście lat młodsza Wiktoria z Niemczaków, a do 1944 roku doczekali się sześciorga potomstwa. Siódme dziecko miało się urodzić lada chwila. Decyzję o ukryciu ośmiorga Żydów można oczywiście tłumaczyć „światowością” gospodarza albo życzliwością, z jaką według świadków traktował wszystkich ludzi, nie wartościując ich rasowo, wyznaniowo czy społecznie, ale prawdziwy powód tkwi chyba w zwykłej ludzkiej solidarności i współczuciu, w klarownym podziale na dobro i zło, na swoich i najeźdźców.

Posterunkowy granatowej policji w Łańcucie, Włodzimierz Leś,  sąsiad żydowskiej rodziny Szallów, przejąwszy ich majątek w Łańcucie w 1942 roku, najpierw zgodził się udzielić im pomocy, a potem jej odmówił. Ponieważ zaś zamożność Szallów nie była dlań tajemnicą, w nadziei na dalsze korzyści materialne zdecydował się zdradzić kolegom ich kryjówkę. O szarej zimnej godzinie przed świtem 24 marca 1944 roku pod dom państwa Ulmów podjechały cztery furmanki z żandarmami i eskortą granatowej policji.

 

EGZEKUCJA
Dowódcą grupy ekspedycyjnej był szef posterunku żandarmerii niemieckiej w Łańcucie porucznik Eilert Dieken. Towarzyszący mu żandarmi Joseph Kokott, Michael Dziewulski i Erich Wilde prędko sforsowali drzwi domu; pierwszymi strzałami zabili dwóch braci Szallów i Gołdę Goldman. Później Niemcy zamordowali trzeciego z braci Szallów, Laykę Goldman i jej małe dziecko oraz kolejnego mężczyznę z rodziny Szallów. Na końcu zastrzelono 70-letniego ojca Szallów.

Tuż potem mordercy wywlekli na podwórze i rozstrzelali będącą w dziewiątym miesiącu ciąży panią Wiktorię oraz jej męża Józefa. Następnie spędzono przed dom ich dzieci: Stasię, Basię, Władzia, Franusia, Antosia i Marysię. Najstarsze z nich miało 8 lat, najmłodsze – 1,5 roku. Czy zdawały sobie sprawę, co się dzieje? Czy szukały pomocy, prosiły o litość? Czy było im zimno, gdy wywleczone z łóżek stały na dworze w marcowej szarówce?

Po krótkiej naradzie i one zostały zamordowane strzałami z broni krótkiej. Trójkę z nich, mówiąc: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”, osobiście zabił zgermanizowany Czech – Joseph Kokott. Na pytanie przywołanego na miejsce „egzekucji” sołtysa Markowej, Teofila Kielara: „Dlaczego zamordowane zostały także dzieci?”, herszt bandytów Dieken odpowiedział cynicznie: „Żeby gromada nie miała z nimi kłopotu”.

 

OCALENI
Po dokonaniu tego straszliwego mordu Niemcy i policjanci przystąpili do rabunku, nie oszczędzając nawet ciał ofiar, a obecnym świadkom kazano je następnie pogrzebać we wspólnym dole pod płotem i zapomnieć ich liczbę. Mimo że było to zakazane, niecały tydzień później pięciu sąsiadów rozkopało nocą wspólną mogiłę i powkładawszy ciała do trumien, pochowało je w tym samym miejscu. W największej przedwojennej polskiej wsi Markowa, liczącej 4,5 tys. mieszkańców, w pięciu innych chłopskich chałupach przeżyło okupację dwadzieścioro innych Żydów.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK