Historia nieznana
nr 11 (77) LISTOPAD 2013

Przodków miał nie byle jakich. 

Andrzej Łukasiuk

Chodził na wagary

 

Zginął cztery miesiące po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Leopold Kula był jednym z największych bohaterów II RP i jednocześnie najmłodszym pułkownikiem Wojska Polskiego, wybitnym legionistą i żołnierzem Polskiej Organizacji Wojskowej. 

 

Chodził na wagary

Leopold urodził się 11 listopada 1896 roku w Kosinie, wsi w powiecie łańcuckim. Przodków miał nie byle jakich. Po mieczu przez ojca, Tomasza Kulę, wywodził się w prostej linii z rycerskiego rodu Kulów – Niemstów herbu Jastrzębiec. Po kądzieli zaś od Elżbiety z Czaykowskich dzierżącej schedę po słynnym podkomorzycu żytomierskim, działaczu niepodległościowym, uczestniku Powstania Listopadowego, pisarzu i podróżniku, Michale Czaykowskim, znanym lepiej jako Sadyk Pasza. Ponieważ na utrzymanie licznej rodziny nie starczał niewielki majątek, ojciec Leopolda przyjął rządową posadę urzędnika kolejowego. Familia Kulów, rodzice z czwórką dzieci, przeprowadziła się do Kosina, gdzie przyszła na świat jeszcze czwórka rodzeństwa Leopolda.  

 

Dziecinne zabawy

Matka była dumna z jego osiągnięć: „Zawsze chwalebny w obyczajach i zdobywaniu wiedzy, miał zamiłowanie do historii tak wielkie, że nawet do jedzenia często nie można było oderwać go od książek!”. Leopold nie należał jednak do najpilniejszych uczniów – prawda była taka, że najlepiej czuł się na wagarach. Ale i wagary były wówczas inne, bo owocem jednej z takich absencji na zajęciach było tajne stowarzyszenie wojskowe założone przez niego wraz z kilkoma kolegami zafascynowanymi ruchem skautingu jak on. 

Wkrótce porzuciwszy „dziecinne zabawy”, młody Leopold został aktywistą Związku Strzeleckiego zwanego popularnie „Strzelcem” i wybrał pseudonim „Lis”. Ze względu na swoje głębokie zaangażowanie w organizację został niemal natychmiast dostrzeżony przez jej współzałożyciela, szefa sztabu Komendy Głównej Związku Walki Czynnej (ZWC) Kazimierza Sosnkowskiego, a w rok później także przez komendanta Józefa Piłsudskiego. Nauka szkolna nie przeszkodziła Leopoldowi w zrobieniu w tym samym czasie kursów: strzeleckiego, podoficerskiego i oficerskiego w Zakopanem. W wieku zaledwie lat 16 Leopold został dowódcą plutonu Lisów oraz zastępcą komendanta okręgu rzeszowskiego Związku Strzeleckiego. 

 

Gdy ruszył na wojenkę, miał siedemnaście lat,
A serce gorejące, a lica miał jak kwiat.
Chłopięcą jeszcze duszę i wątłe ramię miał,
Gdy w krwawej zawierusze szedł szukać mąk i chwał.

 

Pierwszy bój

Wybuch wielkiej wojny 1914 roku odział go w austro-węgierski mundur. Leopold Lis-Kula na początku sierpnia został zmobilizowany podobnie jak reszta rzeszowskich „Strzelców”, a już 12 tegoż miesiąca przekroczywszy rzekę Racławkę na czele kompanii rzeszowskiej, wszedł w granice Królestwa Kongresowego. Pierwszy bój 17-letni oficer stoczył pod Kielcami. W październiku po potyczkach w okolicach Szczucina i Nowego Korczyna, już w randze porucznika, wsławił się brawurową odsieczą pod Krzywopłotami i zdobyciem rosyjskich pozycji pod Łowczówkiem. W roku 1915 korzystając ze stagnacji na froncie, złożył w Wadowicach, jakby przy okazji, egzamin maturalny, z którego trafił w wir walk pod Sobieszycami, Jabłonką i Kuklą.

Jego zapał nigdy nie stygł. „Obywatelu kapitanie, melduję, że jesteśmy pod ogniem huraganowym” – radosnym szczebiotem i z uśmiechem od ucha do ucha Lis-Kula zbudził któregoś dnia swojego bezpośredniego przełożonego, wówczas kapitana, Mariana Kukiela.

7 grudnia 1916 roku w wieku lat 20 został mianowany kapitanem.

Po tak zwanym kryzysie przysięgowym w 1917 roku, gdy jak większość oficerów legionów odmówił przysięgi na wierność c.k. koronie, internowano go, zdegradowano do stopnia kaprala i jako politycznie podejrzanego przeniesiono na front włoski, do batalionu szturmowego, będącego tak naprawdę jednostką słowiańską składającą się z Czechów, Polaków i Słowaków. Jedenastokrotnie ranny podczas szturmu nad Piavą został odesłany do węgierskiego szpitala w Szambathely, skąd… uciekł, by w lutym, jako prawdziwy dezerter, zgłosić się u Rydza-Śmigłego – Komendanta Głównego Polskiej Organizacji Wojskowej. 

 

Nie trwożył się moskiewskich bagnetów, lanc i dział,
Docierał zawsze z wiarą tam, dokąd dotrzeć chciał.
Gdy szedł zaś w bój ostatni, miał lat dwadzieścia dwa,
A sławę bohatera, a moc i dumę lwa.

 

Miał 22 lata

„Wybuch” niepodległej Polski zastał Lisa-Kulę jako Komendanta Naczelnego Polskiej Organizacji Wojskowej na Ukrainie, gdzie wzorem sławnego Aleksandra Lisowskiego i jego lisowczyków organizował akcje dywersyjne za frontem. Już jako major w obliczu zajęcia Lwowa przez Ukraińców ruszył na pomoc polskiemu galicyjskiemu miastu. W końcu lutego 1919 roku objąwszy dowództwo grupy wojsk, złożonej z dwóch batalionów piechoty oraz słabych jednostek kawalerii i artylerii, zdobył Poryck. 6 marca 1919 roku natarł na Torczyn… „Sam powalił – wspominał jego podkomendny Henryk Marian Królikowski „Muszkiet” – wystrzałem z pistoletu dwóch znajdujących się tuż przed nim Ukraińców, lecz jeden z następnych żołnierzy ukraińskich strzelił w tym czasie z karabinu wprost na dwa kroki od Lisa i ugodził kulą w pachwinę”. 

Umarł w trakcie operacji 7 marca 1919 roku, mając zaledwie 22 lata. Pośmiertnie mianowano go podpułkownikiem, a po weryfikacji pułkownikiem.

„Memu dzielnemu chłopcu − Józef Piłsudski”, głosił napis na wieńcu złożonym przez komendanta na trumnie Leopolda Lisa-Kuli na cmentarzu na Pobitnem. 

 

 

Wykorzystano fragmenty „Rapsodu o pułkowniku Lisie-Kuli” Adama Kowalskiego.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK