Nasza różańcownia
Poznali się we wspólnocie oazowej. Na początku nie zwracali na siebie uwagi, mimo że chodzili do jednej szkoły. Dopiero potem coś się zmieniło. Założyli rodzinę i razem szyją… różańce.
Ewa i Marek Kosykowscy, małżeństwo z 12-letnim stażem i rodzice piątki dzieci: Jana Pawła (10 l.), Józefa (9 l.), Karola Gerarda (7 l.), Marii Faustyny (3 l.), Pawła Rajmunda (1 rok), opowiadają o swojej pasji.
Luneta miłości
Marek z uśmiechem wspomina zdarzenie, które utwierdziło go w przekonaniu, że Ewa to ta jedyna. „Na oazie w okolicach Bożego Narodzenia robiliśmy sobie prezenty. Mieliśmy je wykonać z tulejki od papieru toaletowego. Ewa wylosowała tulejkę, na której było napisane: «Luneta miłości». I pierwszą osobą, którą zobaczyła przez tę lunetę, byłem ja” – mówi skromnie Marek. Zaiskrzyło między nimi, kiedy kończyli szkołę. „Marek pojechał z wujkiem do Niemiec i przez długi czas nie odpisywał na moje SMS-y. Martwiłam się. Zobaczyłam, że mi na nim zależy” – opowiada Ewa. Po 12 latach małżeństwa z miłością wpatrują się w siebie. Mają piątkę dzieci: czterech chłopców i dziewczynkę. Marek żartuje, że jego nazwisko na pewno nie zaginie. Adoptowali też dziewczynkę z misji w Afryce, wspierają ją materialnie i duchowo.
A może różaniec?
Przez długi czas po głowie Marka chodził pomysł o różańcu na kierownicę. Marek odmawiał go, kiedy woził dzieci do szkoły samochodem. „Chciałem mieć taki różaniec, którym wygodnie byłoby się modlić, prowadząc auto. Zacząłem więc kombinować” – wspomina.
Prób było aż pięćdziesiąt. W końcu się udało. Pierwsze różańce były gotowe. „Miałem je zaprezentować na Targach Wydawców Katolickich w marcu 2020 roku. Ze względu na Covid nic z tego nie wyszło, bo targi zostały odwołane” – mówi. Trzeba było wymyślić inny sposób sprawdzenia, czy różańce wzbudzą zainteresowanie. Markowi wciąż przypominało się hasło z rekolekcji oazowych: „Pan Jezus nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych”. Dalej więc szył różańce. W końcu to amatorzy zbudowali Arkę Noego a profesjonaliści Titanica.
Dobry startup
Różańcowa twórczość rozkręciła się na dobre po opublikowaniu posta na Facebooku. Marek znalazł grupę, gdzie odbywały się rozmowy o startupach. „Zapytałem: «Co myślicie o pomyśle różańca na kierownicę?» i załączyłem link” – opowiada. Pojawiło się mnóstwo komentarzy. Sporo negatywnych. Jednak dzięki tym komentarzom zasięg posta ogromnie wzrósł i wzbudził ciekawość wielu osób. „Któregoś dnia odezwał się do mnie dziennikarz z portalu «Mam Biznes» i poprosił o wywiad. Odpowiedziałem na pytania i artykuł wylądował na głównej stronie portalu, co dolało oliwy do ognia w komentarzach” – śmieje się Marek. Zainteresowanie wciąż rosło. Zadzwonił nawet dziennikarz z zagranicznej gazety. Marek na szczęście dobrze zna język angielski, bo przecież nauczyła go… trzyletnia córka. „Marysia dodała mi odwagi. W jaki sposób? Mówiła: «jechamy» zamiast: «jedziemy». Pomyślałem więc, że skoro ja ją rozumiem, to kiedy ja będę mówił po angielsku: «jechamy», mnie też zrozumieją” – tłumaczy. Niespodziewany wzrost zainteresowania różańcami przysporzył nowych klientów z zagranicy, co bardzo ucieszyło rodzinę Kosykowskich.
Jest za co dziękować
W codzienność rodziny wdarło się zmęczenie. Było sporo zarwanych nocy, bo Marek chciał być też z dzieciakami. Nie zawsze się to udawało, zwłaszcza że na co dzień pracuje w firmie, gdzie wdraża bazy danych dla przedsiębiorstwa. „Wychodziłem z pracy koło godz. 17:00 i wtedy dopiero mogłem być z rodziną. Kiedy dzieci szły spać, ja siadałem do szycia różańców. Czasem kończyłem o pierwszej w nocy. Na szczęście to już się zmieniło” – mówi z ulgą.
Kosykowscy robią różańce, ale też modlą się różańcem. Marek przyznaje, że to żona modli się więcej, dlatego on robi różańce. Ewa najbardziej lubi modlić się z dziećmi w samochodzie. Ma za co dziękować Bogu. „Gdy Marek nie miał pracy, zaczęłam Nowennę Pompejańską. Już po dwóch tygodniach pojawiły się konkretne owoce. Mąż znalazł pracę, a przyjaciele zadzwonili do nas, że chcą użyczyć nam domu, bo wynajmowaliśmy mieszkanie, i poczęła się Marysia, nasza córeczka” – opowiada Ewa. Małżonkowie bardzo się wspierają. Teraz w ich małym rodzinnym przedsiębiorstwie nastała oczekiwana pozytywna „odwilż”. Marek już nie pracuje po nocach, bo ma zaufanego pracownika.
Kreatywnie z najmłodszymi
Dzieci Kosykowskich żywo angażują się w produkcję różańcową. „Lubią chodzić do naszej różańcowni. Pomagają pakować przesyłki, segregują próbki. Marek zawsze nagradza je Bożymi krówkami” – mówi Ewa. Nawet chrześniacy chcą pomagać. Dla dzieciaków to fajny czas, można z nimi po prostu pobyć. Początki były jednak trudne. Ciągle były jakieś przeszkody. „A to talerz się rozbił, dzieci coś nabroiły, pasek w maszynie się zerwał, pękł ekran w komputerze… Widzieliśmy, że to, co robimy, nie podoba się szatanowi” – mówi Marek. Dlatego całą swoją działalność otaczają modlitwą. Szczególnie wspiera ich pracę babcia Marka. Ma 88 lat i pewnie, gdyby mogła, też pomagałaby szyć. W końcu to na tej samej maszynie Singer na pedał, na której babcia szyła kołdry, Marek sam uszył 400 różańców. Teraz w ich różańcowni są różne kolory różańców. Najlepiej sprzedają się czarne, sporo ludzi kupuje czerwone. Ostatnio pojawiły się niebieskie, bordowe i żółte. Ale to jeszcze nie koniec. „Mam nadzieję, że w przyszłości poszerzę asortyment kolorów – głośno marzy Marek – a modlitwa różańcowa będzie towarzyszyć w drodze wielu kierowcom”.
Więcej o różańcu na kierownicę dowiesz się na www.rozaniecnakierownice.pl
tel.: 733 190 000
e-mail: kontakt@rozaniecnakierownice.pl