Zjednoczone serca
Zakochani w dniu ślubu obiecują przed Bogiem, że przez całe życie będą ze sobą i dla siebie w miłości, wierności i uczciwości. Jak piękna i wymagająca to rzeczywistość na wyłączność, opowiadają małżonkowie, którzy przez lata pielęgnują relację ze sobą oraz z Panem Bogiem i dbają o to.
Najważniejszy po Panu Bogu
Kiedy 21 lat temu Urszula i Janusz Nowaccy składali sobie przysięgę małżeńską, wiedzieli, że za wszelką cenę będą chcieli jej dotrzymać. Byli szczęśliwi, że mogą oddać sobie nawzajem całe przyszłe życie. Jako młodzi małżonkowie, którzy chcą mieć siebie na wyłączność, wierność wiązali raczej ze sferą seksualną. Teraz dziękują Panu Bogu, że słowa tej przysięgi realizują się w ich życiu każdego dnia, bo jak mówią, nie ma miłości bez wierności. „Obserwowaliśmy, jak zmieniały się nasze charaktery, zdobywaliśmy doświadczenie, mądrość życiową, rodziły się dzieci: Witek, Basia i Staś. Poznawaliśmy swoje słabości, wady, a miłość była niezmienna jak skała, tylko z każdym dniem stawała się coraz piękniejsza, dojrzalsza, inna niż na początku” – opowiada Urszula. Teraz postrzega wierność jako lojalność wobec męża i chęć służenia mu oraz rezygnowania z siebie. „Pieczęcią wierności jest zaufanie i pewność, którą daję mężowi, że jest jedynym, dla którego chcę żyć. Mój mąż jest pewien, że znając wszystkie jego słabości, zranienia, nie zdradzę go, nie opowiem komuś, nie wyśmieję, tylko go szanuję. Chcę, by czuł się ze mną w pełni bezpiecznie. Mąż jest dla mnie najważniejszy po Panu Bogu” – mówi Urszula. Jest pewna, że tak samo ona jest ważna dla męża.
Każdego dnia Urszula i Janusz rozmawiają ze sobą i rozwiązują problemy. „Budowanie relacji to ciężka praca, ale fajna praca” – cieszy się Urszula. Każde z nich daje drugiemu prawo do emocji i do różnych uczuć, lecz one nie wpływają na relację małżeńską. „Wierność i miłość to nasz codzienny wybór” – mówi Janusz.
Małżonkowie pamiętają, by spędzać ze sobą czas. Wyjeżdżają raz w roku tylko we dwoje i często organizują sobie wyjścia na spacer czy rowery. Te randki pozwalają im pamiętać, że są dla siebie najważniejsi. „Lubię podobać się mężowi i wiem, co on lubi we mnie, w ogóle w życiu. Moim pragnieniem jest jego szczęście i odczuwam, jak on się stara dla mnie. A jeśli mało się staramy, to sobie o tym po prostu mówimy” – przyznaje Ula. Chcą być dla siebie atrakcyjni, żeby się sobą nie znudzić. W taki sposób też dbają o wierność. „Po dwudziestu jeden latach małżeństwa mogę spokojnie obejrzeć się za przystojnym mężczyzną na ulicy i mąż nie jest zazdrosny, a on może obejrzeć się za piękną kobietą i ja nie czuję się urażona” – mówi Urszula. Na początku małżeństwa było to nie do pomyślenia. Potrzeba było czasu, rozmów, modlitwy.
Urszula i Janusz przyznają, że pracują nad sferą duchową i chcą dla siebie nieba już tu, na ziemi, i potem w wieczności. „Przysięga wierności, którą noszę w sercu, jest dla mnie ważna na wielu płaszczyznach. Codziennie staram się być wierny Panu Bogu, żonie, dzieciom, wartościom, które w życiu wyznaję” – podkreśla Janusz. Małżonkowie zauważyli, że ich wzajemna relacja i dochowywanie wierności wpływa na dzieci. One czują się bezpiecznie i mają pewność nierozerwalności miłości rodziców. „Nasza wierność daje bezpieczeństwo rodzinie” – zaznaczają zgodnie. Przez lata wypracowali ważne dla siebie rytuały, które praktykują w życiu. Błogosławią siebie nawzajem i powierzają się Panu Bogu. Starają się wspólnie modlić i uczestniczyć we Mszy Świętej. „Kiedy wychodzimy z domu, mówimy: «Idź z Bogiem, wracaj z Bogiem»” – mówi Urszula. To tarcza ochronna, która towarzyszy im w chwilach bez siebie.
Wystawieni na próbę
Dla Elżbiety i Dariusza wierność jest codzienną walką i zmaganiem z samym sobą, z własnym egoizmem, z własnymi potrzebami, ale też z chęcią zawłaszczenia drugiej osoby. Jak mówią, poziomy zdrady są różne i nie chodzi tylko o zdradę fizyczną. Oboje przyznają, że mają za sobą incydenty niewierności małżeńskiej – może to być kokieteria wobec innych osób albo przyjmowanie zalotów i flirtowanie. „Czasem są to takie drobiazgi, których nie określimy jako brak wierności, a one drążą serce i umysł do tego stopnia, że pojawiają się wyrzuty sumienia. I to jest ratunek” – mówi Darek, który poszedł do spowiedzi, kiedy zrozumiał, że oczarowywanie innych kobiet, a nie własnej żony, jest również formą zdrady małżeńskiej. Podobne doświadczenie wspomina Elżbieta, którą w pracy adorował żonaty kolega. „Wydawało mi się, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” – zwierza się Elżbieta, która poprzez relację z kolegą w pracy próbowała się dowartościować. Zamiast skupić się na budowaniu relacji, małżonkowie próbowali szczęścia poza nią. Wspominają, że ranili się nawzajem, oboje pragnąc miłości i bezpieczeństwa. Udawali, że wyłączność nie jest konieczna i że każdy może realizować się poza związkiem, poświęcając czas dla siebie i własnych przyjaciół. „To nie zdało egzaminu” – mówi Dariusz. Teraz małżonkowie starają się jak najwięcej czasu spędzać ze sobą.
Aż do śmierci
Krystyna jest po rozwodzie. Ma dwoje nastoletnich dzieci, w których wychowanie mąż zaangażował się dopiero po rozstaniu. Któregoś dnia oświadczył, że zakochał się w innej kobiecie, i postanowił ułożyć sobie życie na nowo. „Ponieważ ślubowałam przed Bogiem wierność mojemu mężowi, to postanowiłam, że w tej skomplikowanej sytuacji nie zwiążę się z nikim innym, bo chcę dotrzymać danego słowa i przede wszystkim korzystać z sakramentów” – mówi Krystyna. Nie wierzy, że rozwód cywilny czy kościelny cofa przysięgę małżeńską. „Spotkaliśmy się z mężem kiedyś, pokochaliśmy się, urodziły się dzieci. W pewnym momencie mąż znalazł za mnie zastępstwo” – przyznaje. Została sama, ale chce być wierna mężowi aż do śmierci. „Bo przed Panem Bogiem dalej jesteśmy małżeństwem” – mówi Krystyna. Nieustannie modli się za męża. Modlitwa i zaangażowanie w życie parafii dają jej siłę i radość bycia we wspólnocie.