Życie z pasją
nr 1 (163) styczeń 2021

 „Chciałem mieć taki różaniec, którym wygodnie byłoby się modlić, prowadząc auto. Zacząłem więc kombinować”

 
s. Maria Miannik CSL

Nasza różańcownia

Poznali się we wspólnocie oazowej. Na początku nie zwracali na siebie uwagi, mimo że chodzili do jednej szkoły. Dopiero potem coś się zmieniło. Założyli rodzinę i razem szyją… różańce.

Ewa i Marek Kosykowscy, małżeństwo z 12-letnim stażem i rodzice piątki dzieci: Jana Pawła (10 l.), Józefa (9 l.), Karola Gerarda (7 l.), Marii Faustyny (3 l.), Pawła Rajmunda (1 rok), opowiadają o swojej pasji.

 

Luneta miłości

Marek z uśmiechem wspomina zdarzenie, które utwierdziło go w przekonaniu, że Ewa to ta jedyna. „Na oazie w okolicach Bożego Narodzenia robiliśmy sobie prezenty. Mieliśmy je wykonać z tulejki od papieru toaletowego. Ewa wylosowała tulejkę, na której było napisane: «Luneta miłości». I pierwszą osobą, którą zobaczyła przez tę lunetę, byłem ja” – mówi skromnie Marek. Zaiskrzyło między nimi, kiedy kończyli szkołę. „Marek pojechał z wujkiem do Niemiec i przez długi czas nie odpisywał na moje SMS-y. Martwiłam się. Zobaczyłam, że mi na nim zależy” – opowiada Ewa. Po 12 latach małżeństwa z miłością wpatrują się w siebie. Mają piątkę dzieci: czterech chłopców i dziewczynkę. Marek żartuje, że jego nazwisko na pewno nie zaginie. Adoptowali też dziewczynkę z misji w Afryce, wspierają ją materialnie i duchowo.

 

A może różaniec?

Przez długi czas po głowie Marka chodził pomysł o różańcu na kierownicę. Marek odmawiał go, kiedy woził dzieci do szkoły samochodem. „Chciałem mieć taki różaniec, którym wygodnie byłoby się modlić, prowadząc auto. Zacząłem więc kombinować” – wspomina.

Prób było aż pięćdziesiąt. W końcu się udało. Pierwsze różańce były gotowe. „Miałem je zaprezentować na Targach Wydawców Katolickich w marcu 2020 roku. Ze względu na Covid nic z tego nie wyszło, bo targi zostały odwołane” – mówi. Trzeba było wymyślić inny sposób sprawdzenia, czy różańce wzbudzą zainteresowanie. Markowi wciąż przypominało się hasło z rekolekcji oazowych: „Pan Jezus nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych”. Dalej więc szył różańce. W końcu to amatorzy zbudowali Arkę Noego a profesjonaliści Titanica.

 

Dobry startup

Różańcowa twórczość rozkręciła się na dobre po opublikowaniu posta na Facebooku. Marek znalazł grupę, gdzie odbywały się rozmowy o startupach. „Zapytałem: «Co myślicie o pomyśle różańca na kierownicę?» i załączyłem link” – opowiada. Pojawiło się mnóstwo komentarzy. Sporo negatywnych. Jednak dzięki tym komentarzom zasięg posta ogromnie wzrósł i wzbudził ciekawość wielu osób. „Któregoś dnia odezwał się do mnie dziennikarz z portalu «Mam Biznes» i poprosił o wywiad. Odpowiedziałem na pytania i artykuł wylądował na głównej stronie portalu, co dolało oliwy do ognia w komentarzach” – śmieje się Marek. Zainteresowanie wciąż rosło. Zadzwonił nawet dziennikarz z zagranicznej gazety. Marek na szczęście dobrze zna język angielski, bo przecież nauczyła go… trzyletnia córka. „Marysia dodała mi odwagi. W jaki sposób? Mówiła: «jechamy» zamiast: «jedziemy». Pomyślałem więc, że skoro ja ją rozumiem, to kiedy ja będę mówił po angielsku: «jechamy», mnie też zrozumieją” – tłumaczy. Niespodziewany wzrost zainteresowania różańcami przysporzył nowych klientów z zagranicy, co bardzo ucieszyło rodzinę Kosykowskich.

 

Jest za co dziękować

W codzienność rodziny wdarło się zmęczenie. Było sporo zarwanych nocy, bo Marek chciał być też z dzieciakami. Nie zawsze się to udawało, zwłaszcza że na co dzień pracuje w firmie, gdzie wdraża bazy danych dla przedsiębiorstwa. „Wychodziłem z pracy koło godz. 17:00 i wtedy dopiero mogłem być z rodziną. Kiedy dzieci szły spać, ja siadałem do szycia różańców. Czasem kończyłem o pierwszej w nocy. Na szczęście to już się zmieniło” – mówi z ulgą.

Kosykowscy robią różańce, ale też modlą się różańcem. Marek przyznaje, że to żona modli się więcej, dlatego on robi różańce. Ewa najbardziej lubi modlić się z dziećmi w samochodzie. Ma za co dziękować Bogu. „Gdy Marek nie miał pracy, zaczęłam Nowennę Pompejańską. Już po dwóch tygodniach pojawiły się konkretne owoce. Mąż znalazł pracę, a przyjaciele zadzwonili do nas, że chcą użyczyć nam domu, bo wynajmowaliśmy mieszkanie, i poczęła się Marysia, nasza córeczka” – opowiada Ewa. Małżonkowie bardzo się wspierają. Teraz w ich małym rodzinnym przedsiębiorstwie nastała oczekiwana pozytywna „odwilż”. Marek już nie pracuje po nocach, bo ma zaufanego pracownika.

 

Kreatywnie z najmłodszymi

Dzieci Kosykowskich żywo angażują się w produkcję różańcową. „Lubią chodzić do naszej różańcowni. Pomagają pakować przesyłki, segregują próbki. Marek zawsze nagradza je Bożymi krówkami” – mówi Ewa. Nawet chrześniacy chcą pomagać. Dla dzieciaków to fajny czas, można z nimi po prostu pobyć. Początki były jednak trudne. Ciągle były jakieś przeszkody. „A to talerz się rozbił, dzieci coś nabroiły, pasek w maszynie się zerwał, pękł ekran w komputerze… Widzieliśmy, że to, co robimy, nie podoba się szatanowi” – mówi Marek. Dlatego całą swoją działalność otaczają modlitwą. Szczególnie wspiera ich pracę babcia Marka. Ma 88 lat i pewnie, gdyby mogła, też pomagałaby szyć. W końcu to na tej samej maszynie Singer na pedał, na której babcia szyła kołdry, Marek sam uszył 400 różańców. Teraz w ich różańcowni są różne kolory różańców. Najlepiej sprzedają się czarne, sporo ludzi kupuje czerwone. Ostatnio pojawiły się niebieskie, bordowe i żółte. Ale to jeszcze nie koniec. „Mam nadzieję, że w przyszłości poszerzę asortyment kolorów – głośno marzy Marek – a modlitwa różańcowa będzie towarzyszyć w drodze wielu kierowcom”.

 

 

Więcej o różańcu na kierownicę dowiesz się na www.rozaniecnakierownice.pl

tel.: 733 190 000

e-mail: kontakt@rozaniecnakierownice.pl


 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK