Życie z pasją
nr 4 (142) kwiecień 2019

Ta sielanka kiedyś się skończy. Często możemy się o tym przekonać dużo szybciej, niż nam się wydaje. Mojemu małżeństwu po niespełna trzech latach pomogła w tym pierwsza córka. 

Małgorzata Remiszewska

Miłość to decyzja

 

Nie da się ciągle płynąć na emocjach

 

Wśród moich znajomych jest takie małżeństwo, w którym żona wypowiada się o mężu wyłącznie pozytywnie. Nieustannie go chwali i podkreśla jego dobre cechy. Inne kobiety, słuchając jej, mówią często: „Ty to masz dobrze, ten mój to zupełnie co innego. Gdybym miała takiego męża, też bym nie narzekała”.

 

Widziały gały, co brały

Dobrze znam oboje z nich i wcale nie uważam jej męża za ideał. Nie dostrzegam tylu zalet, a raczej sporo braków. Czy to oznacza, że moja znajoma się przechwala albo zakłamuje rzeczywistość? Bynajmniej! Jest w tym naprawdę szczera. Przyjmuje z pokorą i wdzięcznością sytuację, w której się znajduje. Zdaje sobie sprawę, że sama wybrała męża i że go nie zmieni. Jedyne, na co ma wpływ, to własne nastawienie.

 

Kryzys? Nas to nie dotyczy

Taka postawa jest piękna i mądra. Kiedy mówi się o niej teoretycznie, wydaje się też całkiem prosta. Zwłaszcza na samym początku, gdy jesteśmy zakochani i zaczynamy przygotowania do ślubu. Słuchamy wtedy na kursach przedmałżeńskich, że komunikacji trzeba się uczyć, że małżeństwo to praca na całe życie, że miłość to decyzja. Zgodnie potakujemy, ale w głębi duszy i tak mamy przeczucie, że nas to nie dotyczy. Przecież my się tak kochamy. Praktycznie się nie kłócimy. Po prostu jesteśmy dla siebie stworzeni!

Czytamy, że miłość wszystko przetrzyma, ślubujemy sobie na dobre i na złe, ale liczymy, że w naszym przypadku to złe nie nastąpi. Ewentualny kryzys, jeśli w ogóle przyjdzie, to pewnie za jakieś dwadzieścia lat, a wtedy się zobaczy.

 

Do pierwszego dziecka

Ta sielanka kiedyś się skończy. Często możemy się o tym przekonać dużo szybciej, niż nam się wydaje. Mojemu małżeństwu po niespełna trzech latach pomogła w tym pierwsza córka. Żeby było jasne, nie uznaję dziecka za źródło kryzysu. Mam na myśli to, że wchodzenie w nowe role i obowiązki jest dla wielu z nas bardzo trudne, a stawanie się rodzicami to bardzo wymagający czas dla małżeństwa. Z jednej strony całodobowa opieka nad dzieckiem, z drugiej praca, z której trzeba utrzymać całą rodzinę. Kiedy odreagować? Może podczas pierwszego od tygodni wspólnego wieczoru we dwoje? To doskonała okazja, żeby się pokłócić i zrzucić z siebie cały nagromadzony stres. Oskarżyć się nawzajem, że przecież ja tak się staram, a ty na pewno masz lepiej. A może nawet nie rozmawiać, tylko ze zmęczenia włączyć film i siedzieć obok siebie, nie wiedząc nawet, co dzieje się u drugiej osoby?

 

Ona się nie kończy

To, co wcześniej przychodziło z łatwością, teraz wymaga wysiłku. Nie da się już płynąć na emocjach. To nie znaczy, że miłość się skończyła. Teraz właśnie dojrzewa. Teraz pozwala zrozumieć, co to znaczy, że jest decyzją. Codzienną decyzją, wymagającą pracy nad sobą, pokory, dbania również o uczucia. Szkołą bycia wdzięcznym, nienarzekania, dziękowania Bogu za to, co mam. Zaczynając od… wspaniałego męża! 

Małgorzata Remiszewska

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK