Reportaż
nr 9 (147) wrzesień 2019

„Dzieci tak szybko rosną… Dlatego myślę, że większa rodzina to prawdziwe błogosławieństwo i zawsze jest ktoś chętny na przytulanie”.

Natalia Rakoczy

Mamo, jestem pieszczoch!

Nie dla wszystkich dzieci buziaki i przytulanie to dowód rodzicielskiej miłości. Są takie, które wolą rozmowę czy wspólną zabawę. Bo jak mówią doświadczone mamy, najpierw trzeba zdiagnozować, jaki sposób okazywania czułości nasyca dziecko, i odkryć, co sprawia, że czuje się kochane. Nic na siłę.

 

Nie każdy lubi przytulanki

Rodzina Małeckich to prawdziwa mieszanina osobowości. Pięcioro dzieci w różnym wieku, z odmiennymi temperamentami i całą paletą indywidualnych potrzeb. Troje z nich to już prawie dorośli mężczyźni, a dwie dziewczynki – Basia i Małgosia – wkraczają w wiek nastoletni. Ich rodzice –  Ela i Wojciech Małeccy – nauczyli się języka miłości każdego z nich. Wiedzą, które dziecko potrzebuje więcej dotyku, a które po prostu pełnej zrozumienia obecności. „Nasz pierwszy syn był takim nietypowym okazem, bo już jako niemowlę nie lubił oznak czułości, na które zazwyczaj reagował płaczem” – wspomina Ela. Tolerował jedynie dotyk mamy, i to tylko wtedy, kiedy były to rutynowe czynności pielęgnacyjne. Na początku było to dla Eli dziwne. „Zastanawiałam się, czy z moim Jurkiem wszystko w porządku, ale poza tym rozwijał się prawidłowo” – wraca do tamtych chwil. Kiedy jej syn zaczął werbalizować swoją niechęć do przytulania, zrozumiała, że po prostu tego nie lubi, i dostrzegła, że Jurek ma niesamowicie rozwiniętą empatię. „Umie wyczuć nastrój drugiej osoby, jest genialnym mediatorem, potrafi doprowadzić skłócone osoby do porozumienia” – wylicza Ela. Kolejni synowie Małeckich okazali się przeciwieństwem Jurka. Najmłodszy z chłopców – Kuba – regularnie dopominał się o przytulanie.

 

Obecność i rozmowa

Dziewczynki także różnią się w zapotrzebowaniu na czułość. Najmłodsza – Małgosia – cały czas się tuli i zarzuca rodziców prezentami. Ela wspomina taką sytuację: „Kiedyś w kościele naparła na mnie całym ciałem, aż zrobiło mi się gorąco. «Małgosia, nie pchaj się tak na mnie» – poprosiłam. «Mamusiu, ja się nie pcham, ja się przytulam do ciebie» – odparła i spojrzała na mnie z wyrzutem”.

Z kolei starsza córka jest inna. Lubi chwile, kiedy jest się tylko z nią. „Biorę ją do sypialni i razem coś robimy – czytamy książki albo rysujemy. To zaspokaja jej głód bliskości” – mówi Ela.

Po latach widzi, że nie ma sensu tulić dzieci wbrew ich woli. Jednocześnie należy bacznie obserwować, czego dziecko potrzebuje na kolejnym etapie rozwoju, jakich wyrazów miłości, aby czuło się kochane i akceptowane. „Najpierw należy zdiagnozować, jaki sposób okazywania czułości nasyca dziecko – czy jest to dotyk jak u Małgosi, czy obecność jak u Basi, czy rozmowa tak jak u Kuby. Co sprawia, że czuje się kochane. A potem na siłę nie uszczęśliwiać naszym sposobem okazywania miłości” – radzi Ela.

I choć jej synowie coraz rzadziej się do niej tulą, to są takie momenty, kiedy nadal potrzebują właśnie takiego wsparcia. „Szczególnie gdy któryś boryka się z jakimś problemem. Wtedy odruchowo mnie obejmuje, a ja go przytulam” – mówi. Czasem wystarczy zwykłe poklepanie po ramieniu.

 

Zawsze jest ktoś chętny do tulenia

Julia, Kuba, Anielka, Ania i Kinga, dzieci Agaty i Maćka Kósków, od zawsze lubiły się przytulać do mamy i taty. Kubuś wprost domagał się pieszczot. Przybiegał do rodziców i mówił: „Jestem pieszczoch”, po czym rzucał się w ich ramiona. Teraz jest już nastolatkiem i potrzebuje mniej czułości, podobnie jak jego siostra Julia. Ale oboje bardzo lubią się przytulać do swojej najmłodszej, rocznej siostrzyczki. „Kiedy tylko po powrocie ze szkoły przekroczą próg domu, pędzą, aby ją wyściskać” – opowiada Agata. Dla niej to normalne, że najstarsze dzieci nie garną się już tak do przytulania. Im wystarczy rano i wieczorem krzyżyk na czole i buziak. Ciągle jednak pragną obecności rodziców. Coraz częściej rozmawiają z nimi na frapujące ich tematy. Dzielą się też przeżyciami. „Urządzamy również wieczory z planszówkami. Kiedy młodsze dzieciaki pójdą już spać, razem ze starszą trójką siadamy do gier. To świetny czas, w którym jesteśmy z naszymi nastoletnimi dziećmi i cieszymy się wzajemną obecnością i zabawą” – dzieli się doświadczeniami Agata. I cieszy się, że w domu ma jeszcze maluszki, które z radością reagują na pieszczoty. „Dzieci tak szybko rosną… Dlatego myślę, że większa rodzina to prawdziwe błogosławieństwo i zawsze jest ktoś chętny na przytulanie” – mówi z uśmiechem.

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK