Kochane nastolatki
W Internecie krąży mem, który czasem przesyłają rodzice, żeby dać upust swoim emocjom związanym z wychowaniem dzieci. „Sprzedam nastolatka. Pełne wyposażenie: wywracanie oczami, głębokie westchnienia, sarkastyczne komentarze. Tylko poważne oferty”. Bycie rodzicem nie zawsze jest słodkie i kolorowe jak na zdjęciach rodzinnych. Czasem trzeba przełknąć gorzkie wyrzuty, które usłyszy się od nastolatka, poczuć bezradność, złość i zmęczenie w opiece nad maluchem.
Raniące słowa
Piotr jest ojcem czterech nastoletnich synów. Opowiada, że kiedyś podczas ostrej wymiany zdań z jednym z nich nie wytrzymał i powiedział: „A co ty myślisz, że ja cię do okna życia nie wepchnę?”. I choć pierwszą reakcją syna był śmiech, który rozładował sytuację, to ojciec wspomina, że później żałował tych słów, które wypowiedział całkiem poważnie. Miał wyrzuty sumienia. „Uświadomiłem sobie, że nastąpiło we mnie «zmęczenie materiału». Że chyba powinienem odpocząć, zresetować się, bo drażnią mnie zwykłe domowe czynności powtarzane codziennie. Te same dialogi, te same wyrzuty chłopców w stosunku do nas, rodziców” – mówi Piotr. Zbawienny dla niego i żony okazał się wypad na weekend. Pomogli im znajomi, którzy zajęli się chłopcami. „Odpoczęliśmy tylko we dwoje i przypomnieliśmy sobie, że jesteśmy dla siebie najważniejsi. Zmieniliśmy otoczenie. Przegadaliśmy problemy i wróciliśmy do codzienności” – wspomina Piotr. Kasia, jego żona, zrozumiała, że ma prawo do zmęczenia i prawo do wypoczynku. Przyznaje, że denerwowało ją już wszystko, bo nic nie było takie, jak sobie wymarzyła. „Mam bardzo romantyczną naturę i zawsze chciałam mieć córki, z którymi będę zbierać kwiaty na łące i stroić lalki. A tu na świat przyszło czterech budrysów, którzy grają w piłkę, boksują i tarzają się po podłogach. Nasz dom jest nieustannym poligonem. Moje plany o sukienkach, serwetkach i kwiatach na stole brutalnie zderzyły się z rzeczywistością” – nie kryje emocji Kasia. Nie jest jej łatwo, a jedyna jej odskocznia to praca i randki z mężem. „Postanowiliśmy z Piotrem, że raz w tygodniu robimy sobie wieczór tylko dla nas. To daje nam siłę. Tak utrwalamy naszą miłość, bo chłopcy prędzej czy później pójdą z domu, a my w nim zostaniemy” – ma świadomość Kasia.
Arkadiusz wspomina, że kiedy jego dzieci były małe, łatwiej radził sobie ze złością. „Milkłem, wychodziłem z pokoju na chwilę, puszczałem bajki albo szukałem pomocy u żony, żeby przejęła dzieci” – opowiada. Ale teraz, kiedy dzieci są już w wieku szkolnym, więcej rozumieją i wchodzą z rodzicami w dyskusję. „Zauważyłem, że muszę uważać na słowa. Zdarzało mi się nieraz w zdenerwowaniu powiedzieć coś, co raniło moje dzieci. A one są pamiętliwe” – przyznaje. I gdy przychodzi spięcie, modli się do św. Józefa. Prosi go o mądrość. „Nie jest łatwo wychować dobrze kogoś, jeśli samemu ma się problemy ze sobą. Warto zadbać o siebie. Jesteśmy tylko ludźmi” – mówi.
Spijanie śmietanki
„Nikt nas nie uczy być rodzicem” – twierdzi Karolina, mama dwóch przedszkolaków i rocznej córeczki. Dodaje, że to, jacy jesteśmy, jest wypadkową relacji, które panowały w naszych domach rodzinnych, oraz naszych wyobrażeń i marzeń o własnym domu. „Dochodzą do tego jeszcze wiedza i doświadczenia zdobyte na przestrzeni lat, kiedy szukamy wsparcia i pomocy u innych rodziców” – wylicza. Przekonuje, że rodzicielstwo to nie tylko trzymanie w rękach różowego bobasa, który pięknie gaworzy i uśmiecha się do mamy, kiedy dorośnie, to ogląda książeczki i buduje domki z klocków, a potem przynosi ze szkoły same szóstki. „Rodzicielstwo to ciężka praca, to odpowiedzialność za innych, to zmęczenie, sprzątanie, gotowanie, zarabianie pieniędzy i w tym wszystkim dbanie o siebie, o swoją duchowość i o swoje potrzeby” – mówi. Jednak pociesza się, bo jest jeszcze spijanie śmietanki. Karolina wie, że dzieci nadają sens i radość życiu. „Nie wyobrażam sobie, żeby ich nie było. Cudownie jest, kiedy możemy doświadczać od nich tej miłości, którą sami je obdarzamy, ale to jest wartość dodana” – zauważa.
Wsparcie koleżanek
Od wieków matki wspierały się w wychowywaniu dzieci. Oczywiście robiły to lepiej lub gorzej, ale warto z tego doświadczenia korzystać. „Dla mnie bardzo ważne jest wsparcie, które otrzymuję w grupie młodych mam. Pandemia spowodowała, że nie możemy się spotykać, ale dzwonimy do siebie i widzimy się na adoracji Najświętszego Sakramentu lub na Mszy Świętej” – opowiada Aneta, mama dwójki przedszkolaków i niemowlaka. Wsparcie innych matek jest dla niej bardzo ważne. „Każda z nas przechodziła lub przechodzi przez kryzysy rodzicielstwa i możemy o tym ze sobą rozmawiać. Łatwiej mi opowiedzieć koleżance, która zrozumie moje załamanie, wściekłość czy bezsilność, niż osobie, która ma wygórowane oczekiwania wobec mnie jako matki” – wyznaje.
Dzięki temu zrozumiała, że ma prawo do słabości, zmęczenia, zdenerwowania i że dzieci czasem dają w kość. „Sytuacja, kiedy mam ich już dość, to sygnał, że czas coś zmienić. I tu nie chodzi o duże zmiany” – mówi Aneta. Przekonuje, że czasem wystarczy odpocząć, zrobić coś dla siebie, pospacerować, porozmyślać, napić się dobrej herbaty, spotkać się z kimś, przytulić się do męża.