Tu działa Bóg
nr 10 (112) październik 2016

 Księga łask za wstawiennictwem św. Antoniego była coraz grubsza... 

Agnieszka Wolińska-Wójtowicz

Jak Feniks z popiołów

 

Radecznica

 

Roztocze to kraina zielonych łąk, skoszonych pól i cienistych lasów. Podróżując wśród sielskich pejzaży, nagle dostrzegamy coś, co zaskakuje – wręcz nie pasuje do tego krajobrazu. To położony na górze potężny barokowy kościół w Radecznicy. Widać go z odległości kilkunastu kilometrów. Im bliżej, tym bardziej zachwycają rozmach i piękno architektury. Chciałoby się zapytać: „Skąd tutaj, na wschodnich rubieżach Polski, taki okazały kościół, jakby przeniesiony z południa Europy?”. Ano chyba z woli Bożej, która w niecodzienny sposób pozwoliła mu powstać, a potem przetrwać. A nie było łatwo.

Historia sięga roku 1664, kiedy mieszkaniec pobliskiej wsi, Szymon zwany Tkaczem, przychodził modlić się u stóp Łysej Góry. Był pobożnym czcicielem mało znanego wówczas w Polsce św. Antoniego z Padwy. Któregoś dnia objawił mu się ów święty i nakazał, aby zbudowano w tym miejscu świątynię. Szymon udał się do duchownego, który wyśmiał jego „urojenia”. Antoni ukazał się po raz kolejny. Mężczyzna zostawił więc gospodarstwo na łasce Bożej i poszedł do odległego o kilkadziesiąt kilometrów Zamościa. Po długich staraniach przekonał komisję teologiczną, by zajęła się sprawą objawień. W Radecznicy pozwolono zbudować kaplicę. Mężczyzna powrócił do wioski i sam zaczął rozgłaszać historię o cudownym spotkaniu ze świętym. Zachęcał do modlitwy. Po kilkunastu latach, kiedy miejsce zaczęło słynąć z cudownych uzdrowień, objawienia zostały uznane przez Kościół. Powstał klasztor, w którym osiedlono bernardynów. Sława sanktuarium zaczęła szybko rosnąć. Zaczęto je nazywać lubelską Częstochową. „Tygodnik Ilustrowany” z 1861 r. pisał, że Radecznicę znają wszyscy mieszkańcy tej części ziemi. Księga łask za wstawiennictwem św. Antoniego była coraz grubsza. Niestety, po Powstaniu Styczniowym dokonano kasaty klasztoru, a kościół w Radecznicy przekazano najpierw unickim, a potem prawosławnym duchownym. Według historycznych zapisów jednym z najbardziej dramatycznych momentów było dodanie cerkiewnych kopuł i zamontowanie na ich szczytach krzyży prawosławnych po uprzednim zrzuceniu krzyży katolickich. Dla okolicznego ludu oznaczało to nie tylko utratę ukochanego orędownika, ale również brak kościoła.

Po odzyskaniu wolności kompleks klasztorny powoli zaczął wracać do prawowitych właścicieli. W czasie drugiej wojny zakonnicy udzielali schronienia partyzantom, prowadzili tajną szkołę i drukarnię, czekając z renowacją na lepsze czasy. Niestety, w 1950 r. bracia przebywający w klasztorze zostali w brutalny sposób aresztowani i skazani na wieloletnie więzienie, a ich dom przeznaczono na szpital psychiatryczny. Oskarżono ich o działalność antypaństwową. Wejścia do kościoła strzegł przez długi czas funkcjonariusz UB. Na szczęście sanktuarium powoli podnosiło się z zapaści, aby wreszcie w czerwcu 1995 r. zaprezentować się w odnowionej szacie. Radość była jednak krótka. Już pod koniec lipca tegoż roku wybuchł pożar, który zniszczył cudowny wizerunek i całe wnętrze świątyni. Zaczęto wątpić w to, czy świątynia kolejny raz podniesie się z upadku. Ale w ciągu zaledwie paru dni napłynęło tak wielkie wsparcie finansowe, że w czasie czterech miesięcy (co graniczyło z cudem!) odbudowano kościół. Obecnie sanktuarium św. Antoniego w Radecznicy przyciąga coraz większe rzesze pielgrzymów. I znowu płyną łaski z miejsca, które wybrał sobie ten święty i które cudem przetrwało tyle upadków.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK