Felieton
nr 5 (143) maj 2019

Zanim założyłem rodzinę, moje życie duchowe rozwijało się, jak należy. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Piotr Krawczyk

Dzieci to teraz moja Ewangelia

Zanim założyłem rodzinę, moje życie duchowe rozwijało się, jak należy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Warunki sprzyjające skupieniu sprawiały, że modlitwa zbliżała mnie do Boga. Regularna lektura Pisma Świętego i dzieł teologicznych kierowały mój umysł ku sprawom wiecznym. Jeszcze parę lat, a owoce świętości z pewnością stałyby się zauważalne. Stałyby się… gdybym się nie ożenił.

 

Cokolwiek uczynicie jednemu z tych maluczkich...

Życie rodzinne rozwiało iluzję, w jakiej żyłem. Zaczął się uwidaczniać egoizm – a było go dość dużo jak na świętego. Równocześnie, za sprawą żony, powoli docierało do mnie, co to znaczy naprawdę kochać. Kiedy na świat przyszły dzieci, okazało się, że nie potrafię się modlić tak jak wcześniej. Spełniając obowiązki rodzica, czekałem na chwile, kiedy będę mógł być sam wobec Boga. Coraz częściej zdarzało się, że ten czas ktoś mi odbierał. Zaabsorbowany pracą i dziećmi za dnia, próbowałem znaleźć chwilę wieczorem. Znajdowałem… szybko zasypiając. Kiedy wstawałem wcześnie rano, okazywało się, że któreś z dzieci jest już wyspane i domaga się uwagi. „Jak mam żyć Ewangelią?” – zwierzyłem się z trudności przyjacielowi. Odpowiedział mi, wskazując na dzieci: „Teraz to jest twoja Ewangelia”.

Nie zrezygnowałem z szukania czasu tylko dla Boga. Wiedziałem, że bez tego się pogubię. Jednak słowa, które usłyszałem, zaczęły we mnie pracować. Zamiast czekać na spotkanie w modlitwie, próbowałem spotykać się z Jezusem w żonie i dzieciach. Zacząłem praktycznie odkrywać prawdę najprostszą i podstawową w chrześcijaństwie: cokolwiek dobrego czynię tym małym, okazuję miłość Jezusowi.

 

Rozmowa z żoną to też modlitwa

Osobiste doświadczenie prawdy, że Jezus działa w sakramencie małżeństwa, również zajęło mi trochę czasu. I tu z pomocą przyszły słowa życzliwego człowieka. Podczas rekolekcji, w których uczestniczyłem razem z żoną, usłyszałem, że dla nas miejscem rozeznawania woli Bożej jest dialog małżeński. Kiedy ze sobą rozmawiamy, działa łaska sakramentu. Duch Święty mówi do nas, używając naszego sposobu myślenia, naszych uczuć czy gestów.

 

Tato, chodź, pobaw się ze mną!

Pan Bóg przemawia do mnie na różne sposoby. Był w moim życiu czas, kiedy zdawał się częściej mówić w samotnej modlitwie. Teraz uczy mnie słyszeć siebie w głosie żony i potrzebach dzieci. Do modlitwy jednak stale przynagla, oczekując, że zawalczę o czas tylko dla Niego. Czasami też zaskakuje. Zdarzają się sytuacje, kiedy jestem zajęty bardzo ważnym zadaniem. Piszę na przykład tekst, w którym dzielę się doświadczeniem z innymi rodzicami. Pan Bóg jednak przerywa tę pracę, każąc mi zająć się czymś innym. Kiedy mam wątpliwości, czy to na pewno Jego głos, powtarza wyraźniej i bardziej uporczywie: „Tato, chodź, pobaw się ze mną!”.

 

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK