Życie z pasją
nr. 7-8 (169-170) wakacje 2021

Znany mistrz z Zakalinek dostał mnóstwo nagród. Wielokrotnie zdobywał nagrody na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. Trzykrotnie otrzymał „Basztę” – główną nagrodę tego festiwalu. 

s. Maria Miannik CSL

Dopędzić Stradivariusa

Zdzisław ma 78 lat, ale nadal uwielbia pracę z dziećmi. Sam jest tatą sześciorga i doczekał się już siódemki wnuków. Odkrył wiele młodych talentów. Wśród nich jest Monika Sawczuk, która od 2017 r. gra w orkiestrze symfonicznej filharmonii w Szczecinie.

 

Żona z wesela

Zdzisław jest samoukiem. Na dobre polubił skrzypce, kiedy miał 11 lat. „Tata grał na weselach i miał swój zespół” – opowiada loretanka s. Eliza Marczuk, najstarsza córka Zdzisława. „Za pierwsze zarobione na weselu pieniądze kupił sobie buty do kościoła” – mówi. Potem nauczył się grać także na harmonii i na bębenku. Zespół muzyczny Zdzisława grał na wszystkich okolicznych zabawach, weselach i choinkach szkolnych. Repertuar był wszechstronny, ale s. Elizie najbardziej zapadły w pamięć marsze. „Pięcioosobowy zespół taty zawsze zaczynał od marsza weselnego. Grał też marsze dla dzieci i często, na szkolnych zabawach, marsze wojskowe” – wspomina. W ich rodzinnym domu zawsze było wesoło i głośno, bo przed weselami trzeba było dużo ćwiczyć. Zdzisław miał dwa wielkie głośniki, więc wszyscy w okolicy słyszeli, że u Marczuków jest próba. „Nam się to na początku podobało, ale jak podrośliśmy, to już było za głośno i w tym czasie uciekaliśmy tam, gdzie było ciszej” – żartuje s. Eliza.

Marianna, żona Zdzisława, mimo ciężkiej pracy na gospodarstwie i szóstki dzieci do wychowania zawsze go wspierała. Dzieci podziwiały ją za anielską cierpliwość do słuchania muzyki męża. W ich domu razem z dziadkami mieszkało dziesięć osób. To spora i wymagająca gromadka, ale jak zapewniają Marczukowie, nigdy nie było ciasno i nikt nie narzekał, bo zawsze znajdowało się miejsce na odrabianie lekcji i na wspólną zabawę. To dzięki muzyce Zdzisław poznał żonę. Spotkał Mariannę na jednym z wesel, na którym grał. Przeżyli razem ponad czterdzieści pięknych lat. Sześć lat temu Marianna zmarła. Teraz z nieba wspiera swojego męża. 

 

Półki pełne nagród

Znany mistrz z Zakalinek dostał mnóstwo nagród. Wielokrotnie zdobywał nagrody na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. Trzykrotnie otrzymał „Basztę” – główną nagrodę tego festiwalu. Jego występy zostały udokumentowane w wielu filmach. W 1998 r. Zdzisław zdobył prestiżową Nagrodę im. Oskara Kolberga. Nie sposób wymienić wszystkie sukcesy. Na półkach w jego domu stoi dużo statuetek. Ten skromny artysta z Podlasia swoją energią i pasją stokrotnie przebija o wiele młodszych od siebie. Miłością do muzyki ludowej zaraził rodzinę. Grają jego synowie: Tomasz i Krzysztof. Gdy byli jeszcze dziećmi, jeździł z nimi do Kazimierza na festiwale. „Za każdym razem zdobywali nagrody, bo nikt nie był w stanie ich pokonać” – mówi s. Eliza.

Zdzisław uczestniczy we wszystkich lokalnych, powiatowych i regionalnych imprezach popularyzujących muzykę ludową. Gra na świętach, dożynkach i festynach. Swoim zapałem pociąga innych. „Uczę, kogo tylko mogę” – mówi. „Tata uczy dzieci gry na skrzypcach w gminnym ośrodku kultury, wśród uczniów ma też własną wnuczkę” – opowiada s. Eliza. Anielka (11 l.) dzieli pasję dziadka i chętnie gra z nim w duecie. I chociaż na weselach własnych dzieci mistrz z Zakalinek już nie chciał zagrać, bo jak twierdzi, teraz jest inna muzyka i inni niech grają, to sentyment do zespołów weselnych pozostał głęboko w jego sercu.

 

Skrzypce własnej roboty
Czas pandemii ograniczył możliwości występów, ale nie ograniczył pomysłów Zdzisława i
jego pasji do muzyki ludowej. Córki zachęciły tatę do zrobienia skrzypiec. „Pomyślałem, że tyle lat gram na skrzypcach, to i sam je zrobię. One żartowały, a ja potraktowałem tę zachętę bardzo poważnie” – opowiada artysta. Zaczął zbierać materiały. Najpierw odpowiednie drewno: z jaworu i świerka, a potem niezbędne narzędzia do produkcji. Oglądał różne filmy w Internecie, gdzie specjaliści pokazywali, jak się robi skrzypce. Niektóre oglądał nawet po kilkadziesiąt razy. „Większość filmów było w obcym języku, ale znalazłem też kilka w języku polskim” – mówi. „Usłyszałem w jednym z nich, że jak ktoś zrobi najpierw główkę do skrzypiec, to będzie z niego dobry lutnik. Więc ja pierwszą główkę zrobiłem” – opowiada.

Zdzisław nie używa szablonu do wykończenia skrzypiec, wszystko robi na oko. Bardzo dobrze wie, z jakich części składają się skrzypce, bo wcześniej wielokrotnie miał okazję też je reperować. Pierwsze skrzypce zaczął strugać własnym nożem. Potem nauczył się używać dłuta. Dopiero później syn kupił tacie potrzebne narzędzia w Warszawie. Jedna z uczennic, Paulina, pomogła mu znaleźć w Internecie niezbędny sprzęt. Okazało się, że narzędzia i części można bez problemu sprowadzić z Chin. Nie wszystko wychodziło od razu tak, jak trzeba. Były nieudane próby, pokaleczone palce, ale w końcu dzięki cierpliwości i wytrwałości Zdzisława udało się. „Jak pierwsze skrzypce zacząłem robić, to najpierw się przeżegnałem, żeby Pan Bóg dopomógł” – wspomina artysta. „Wszyscy się dziwią, że ja te skrzypce zrobiłem w tak krótkim czasie. A to Pan Bóg…” – zapewnia Zdzisław. „Przez pół roku zrobiłem trzy instrumenty, a teraz już czwarty robię. Muszę dopędzić tego Stradivariusa” – żartuje. Skrzypce rozdał najbliższym. Pierwsze podarował córce Grażynie, drugie dostała córka Marzena, a trzecie synowa. Dzięki temu wszystkie uczą się grać na skrzypcach. „Wnuczkę szykuję na festiwal w Kazimierzu” – mówi dumny dziadek. „Dla mnie granie na skrzypcach to ważna sprawa. Ja, jakbym nie grał, tobym nie żył” – puentuje krótko Zdzisław.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK