Reportaż
nr 3 (141) marzec 2019

Miałam też żal do Pawła, że bardziej martwił się o samochód niż o zdrowie brata, który miał wypadek. Obserwowałam życie starszego syna z daleka. Od czasu do czasu od kogoś z rodziny lub od znajomych dowiadywałam się, co u niego słychać, i tak mijały lata”.

Brat czy wróg? Jak mała kłótnia może zatruć rodzinę

Poznali synową i wnuczki dopiero po kilku latach. Wcześniej syn nie miał ochoty utrzymywać kontaktów z rodzicami.
 

 

Czasem jedno zdarzenie sprawia, że rozłam niszczy rodzinę, a konflikt trwający latami jeszcze bardziej zamyka zatwardziałe serca. Dopiero otwarcie się na działanie Bożej łaski przywraca miłość, radość i pokój wśród najbliższych.
 

Co było na początku?

Bracia nie rozmawiali ze sobą od wielu lat. Rodzina i znajomi już nawet nie pamiętali, od czego się zaczęło. Wszyscy wiedzieli, że kiedy zaprasza się Pawła, to Kamila trzeba umówić w innym terminie. Nawet nauczyli się współpracować z pokłóconymi braćmi tak, by nie spotykali się na weselach czy chrzcinach. Na początku próbowano ich pojednać, ale Kamil i Paweł byli obojętni wobec wszelkich prób i zaprzestano wysiłków. Wszyscy odpuścili sobie ich konflikt. Wszyscy oprócz matki. Teresa nie potrafiła pogodzić się z myślą, że jej dwaj ukochani synowie nie rozmawiają ze sobą i nie spotykają się w domu rodzinnym. Obaj już założyli rodziny, ale chyba nawet żony nie wiedziały, o co się pokłócili. A poszło o samochód.

Starszy syn Paweł uwielbiał motoryzację, godzinami potrafił przesiadywać w garażu przy samochodzie ojca. Był prymusem w technikum mechanicznym. Kiedy skończył 18 lat, zrobił prawo jazdy. Wszystkie oszczędności szły na własne wymarzone auto. W każdej wolnej chwili dorabiał. Dużą część dołożyli rodzice. Kiedy już pojawił się śliczny nowiutki samochód, Paweł dostał wezwanie do wojska. Cztery kółka musiały poczekać.

Kamil zazdrościł bratu. Nie mógł liczyć na własne auto, bo rodziców nie było stać. Któregoś dnia postanowił przejechać się po kryjomu. Miał wypadek. Kamilowi na szczęście nic poważnego się nie stało, ale auto było do kasacji. Od tego czasu bracia przestali ze sobą rozmawiać. Nie było wyjaśnień, nie było nawet kłótni, tylko straszliwie męczące milczenie.
 

Nie znaliśmy synowej

Po powrocie z wojska Paweł wyprowadził się, wziął cichy ślub, urodziło mu się dziecko. Nie odwiedzał rodziców, bo z nimi ciągle mieszkał Kamil. „Serce mi pękało, kiedy widziałam, jak oni się traktują jak powietrze – opowiada Teresa. – Już chyba wolałabym, żeby Paweł wyrzucił z siebie ten żal do nas i brata. A tak czułam, jakbym straciła syna, bo ten jego żal przeniósł się i na nas. Paweł zupełnie się od nas odciął”.

„Najtrudniejsze było dla mnie spotkanie po kilku latach na jakimś weselu, kiedy zobaczyłem pierwszy raz swoją synową i malutką wnuczkę – wspomina Waldemar. – Podszedłem do nich, ale Paweł mnie zignorował. Mnie też było ciężko przebijać się przez ten mur, który wyrósł w sercu syna. Więcej było we mnie dumy i uporu niż chęci walki za wszelką cenę o scalenie rodziny. Jak on nie chciał, to ja też. Nie poddawała się tylko żona. Ciągle mówiła: «Kto kocha, ten czeka. Wszystko będzie dobrze»”.
 

Cud Bożego Narodzenia

Teresa cały czas modliła się o pokój i pojednanie w rodzinie. Kiedyś nie spędzała na modlitwie tak wiele czasu, ale odkąd synowie się pokłócili, to się zmieniło. Zaczęła szukać oparcia w Panu Bogu, zaangażowała się w działalność parafialnej grupy Caritas, zapisała się do Żywego Różańca. „Był moment, że zastanawiałam się, czy wina nie leży po naszej stronie. Może byliśmy niesprawiedliwi dla chłopców? Może Kamil czuł się za mało dowartościowany, bo to Pawłowi kupiliśmy samochód? Może wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno? Teraz już chyba nie ma co doszukiwać się przyczyn. Minęło już tyle lat. Ale miałam też żal do Pawła, że bardziej martwił się o samochód niż o zdrowie brata, który miał wypadek. Obserwowałam życie starszego syna z daleka. Od czasu do czasu od kogoś z rodziny lub od znajomych dowiadywałam się, co u niego słychać, i tak mijały lata”.

Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia wszyscy spotkali się przy stole wigilijnym. „Nie wiem, jak to się stało. Jak co roku zadzwoniłam do obu chłopców z zaproszeniem na Wigilię. Przez ostatnie lata spędzaliśmy te Święta sami lub z rodziną Kamila, a w tym roku w drzwiach stanął Paweł z żoną i córeczkami. Serce mi się tak ścisnęło, że nie potrafiłam wymówić ani słowa. Wszyscy płakaliśmy, a potem było jak dawniej, przed laty, wesoło i gwarno. Nawet niepotrzebne były wyjaśnienia. Może to jeszcze przed nami, ale na razie cieszymy się tym, że wszyscy spotkaliśmy się przy stole”.


Wreszcie mogę oddychać

Małgosia, żona Pawła, opowiada, że tak radosnego męża jak w te Święta jeszcze nie widziała: „Jesteśmy małżeństwem 15 lat. Kiedy poznałam Pawła, powiedział mi, że nie rozmawia z bratem i ma słaby kontakt z rodzicami, ale mi to nie przeszkadzało. Byliśmy zakochani, potem pojawiła się córeczka, po chwili druga. Byliśmy zajęci i szczęśliwi. Nawet cieszyłam się, że nie mam problemów z teściową jak koleżanki. Mąż nie musiał biegać na każde zawołanie do mamusi, bo nie utrzymywał kontaktów z rodzicami. Był tylko dla nas, bardzo zaangażowany w nasze życie rodzinne. Święta spędzaliśmy sami lub z moimi rodzicami. Było dobrze do zeszłego roku. W zeszłym roku mój tata ciężko zachorował i zmarł. Paweł bardzo to przeżył. Od tego czasu coś zaczęło w nim pękać. Pojawiły się rozmowy, których dotąd nie prowadziliśmy, o życiu wiecznym, o Bogu. Któregoś dnia poprosił naszego księdza proboszcza o rozmowę”.

„W czasie tej rozmowy z księdzem chyba pierwszy raz opowiedziałem swoją historię życia i wypowiadając te wszystkie żale, które miałem z młodości do rodziców i brata o samochód i nie tylko, uświadomiły mi, jak dużo czasu straciłem, że nie warto trwać w uporze, że wychowuję swoje dzieci, odcinając je od dziadków i rodziny, że to jest mój grzech wobec nich. Świadomość, że odbieram im dobro, jakim jest rodzina, sprawiła, że popłakałem się jak dziecko. I te łzy były moim oczyszczeniem. Pierwszy raz od lat zatęskniłem za bratem i rodzicami. Potem już tylko myślałem, jak się z nimi pogodzić. Na szczęście mama zadzwoniła i zaprosiła nas na Wigilię. To były nasze najpiękniejsze Święta. Takiej radości nie czułem od lat. Tak jakby jakiś niewidzialny węzeł rozwiązał się w sercu i mogłem wreszcie odetchnąć pełną piersią. To przebaczenie bratu, rodzicom, ale także i sobie, dało mi tyle radości. Odzyskałem rodzinę i pokój w sercu. Bogu niech będą dzięki!” – mówi Paweł.

 

 

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce. OK